Trzy dziewczynki i zwykła, codzienna sytuacja. A przy okazji przypowieść, o tym co w życiu ważne.
Krysia jest ze wsi. Mieszka z rodzicami, ma dziadka i dwie bliskie koleżanki. Pierwszym poważnym problemem, z którym przychodzi zetknąć się Krysi jest tolerancja. W jej przypadku chodzi o tolerancję wobec osób biedniejszych. Słuszny wybór, bo dla dzieci w wieku przedszkolnym i wczesnoszkolnym taki zakres tolerancyjności jest chyba najbliższy, a jednocześnie często drażliwy i bolesny.
Dziewczynki, jak to dziewczynki, uwielbiają umawiać się na nocowanie w swoich domach. U dwóch z nich jest fajnie, u trzeciej jest (z pozoru) słabo, bo nie ma fajnych zabawek, a do jedzenia jest tylko chleb z dżemem. Dojście do prawdy, że fajnie może być też w "inny" sposób, zajmuje Krysi kilka długich rozmów, m.in. z dziadkiem, które swoje przeżył i chętnie dzieli się z wnuczką swoimi radami.
Ciekawy temat (i dla mnie i dla mojej córki) niestety wypada w "Rozmowach o tolerancji” mocno koślawo. Autorka potraktowała opowieść o Krysi trochę jak encyklopedię i postanowiła wcisnąć do niej wszystko co z tym pojęciem się wiąże. Nie znam ojca i córki, którzy rozmawialiby ze sobą o innych religiach czy narodowościach tak sztucznie, jak robią to Krysia i jej tata. Bywa nie tylko nudno, ale też głupio. Tata bowiem głosi tezę, że "Chińczycy nie potrafią być tolerancyjni. Nie tolerują Tybetańczyków”. I "Chińczycy jednak nie umieją tolerować obok siebie nikogo poza sobą” (pisownia oryginalna). Od książki rozprawiającej o tolerancji oczekiwałbym jednak trochę większej ostrożności w ferowaniu takich wyroków spłaszczających problem relacji chińsko-tybetańskich do niedopuszczalnych rozmiarów. No, chyba że autorka rzeczywiście ma dowody na to, że każdy z miliarda i 300 milionów Chińczyków ma problem z Tybetańczykami.
Nie pomagają przeciętne, szare i smutne grafiki ilustrujące książkę. Pozytywnie nie nastraja również zapowiedziany tytuł drugiego tomu przygód Krysi: "Rozmowy o konsumpcjonizmie”. Poważnie? To też będzie książka dla dzieci? Jeśli jest jeszcze czas, to bardzo proszę o więcej luzu, a mniej łopatologicznego wkładania wiedzy do głowy. Poznawanie ważnych i trudnych tematów przez dzieci też może być przyjemne i ciekawe.
Pozycję trochę ratują fajnie rozpisane zasady gry w "lekką finkę”, zbliżoną do tego co u mnie na lubelskim Czechowie nazywano "państwa - miasta”.