Dwie znakomite mikropowieści Pawła Mossakowskiego to humorystyczny i gorzki zarazem portret mężczyzny, który nie radzi sobie we współczesnym świecie. W pierwszym przypadku jest zniewolony przez nałóg, który rujnuje mu życie. W drugim jest niewolnikiem własnych lęków, które nie pozwalają mu żyć tak jak chce.
Niech was nie zwiedzie lekki i żartobliwy ton „Szkła”. Oto wzięty niegdyś tłumacz popija sobie od rana do wieczora, żeby zabić czas i czeka na nowe zlecenia, żeby trochę podreperować domowy budżet. A właściwie to pospłacać długi. Wydaje się, że nic nie musi, żyje jak chce i całkiem mu dobrze. No może niezupełnie, bo narzeczona postawiła mu ultimatum: albo picie, albo ona i teraz trochę mu narzeczonej brakuje… I tak mu mija dzień za dniem, butelka za butelką, aż do pewnego telefonu i spotkania, które stawiają go na baczność i zmuszają do radykalnych decyzji. Pora się ogarnąć i - choćby na moment – przestać pić. I tu zaczynają się schody… Byłoby nawet śmiesznie, gdyby nie było tak strasznie. „Szkło” jest bardziej dobitne od „Pod Mocnym Aniołem”. Widzimy postępującą degrengoladę bohatera - mimochodem, między jedną anegdotą a drugą - śledzimy drogę jego upadku. To studium alkoholizmu, jakiego w polskiej literaturze jeszcze niebyło. Pozornie niewinne, takie swojskie i żartobliwe, ale tym bardziej odzierające ze złudzeń. I żeby nie było tak poważnie dodam, że czyta się znakomicie – właśnie dlatego, że jest tak lekko, a nie demagogicznie.
Z lekkością swadą prowadzi też Mossakowski swoją drugą opowieść. Fotograf pracujący dla agencji fotograficznej spędza z żoną wakacje w ciepłych krajach. Tam poznaje gangsterów z polskiej prowincji, jednemu z nich ratuje syna przed utonięciem. I zaczyna się problem. Bo gangster chce się odwdzięczyć. Tak nakazuje mu jego kodeks honorowy i nie ma mowy, żeby obyło się bez rewanżu. Oczywiście wdzięczność powinna być w ramach umiejętności i możliwości zawodowych gangstera, co rodzi kolejny problem… Znowu jest i śmiesznie, i strasznie. Gangster staje się natarczywy, a nasz bohater zaczyna się bać. A strach uruchamia wyobraźnię. Do czego zdolny jest lokalny mafioso, żeby rachunki się wyrównały? Do czego zdolny jest bohater, żeby wyjść z twarzą z tej sytuacji? A może zdecyduje się skorzystać z okazji i załatwić parę niezałatwionych spraw? Na przykład wyrównać porachunki z niewygodnymi ludźmi?
Myślałam, że po „Szkle” nic mnie u Mossakowskiego już nie zaskoczy. A jednak. „Człowiek honoru” jest równie zabawny, ale jeszcze bardziej demaskatorski. Aż strach się bać.