Książka zaczyna się świetnie, w tzw. staro angielskim stylu i już od początku wiadomo, że chce się ją przeczytać. Umiera starsza pani. Dość zamożna, wielbicielka ogrodów i róż i cały jej majątek dziedziczy Patrick Aldermann. Wydaje się, że jego raptem odmienione życie będzie jak te odziedziczone ogrody – rajskie.
Przed nadinspektorem staje niełatwe zadania. W dodatku okazuje się, że wygrzebane z przeszłości informacje dotyczące żony Patricka mogą być bardzo interesujące i mogą rzucić pewne światło na sprawę. Jednak wciąż nie ma dowodów na popełnienie przestępstwa, chociaż Pascoe odkrywa, że tych domniemanych morderstw popełnionych przez Aldermanna może być więcej.
Wszystko dzieje się w kilku płaszczyznach – w scenerii staro angielskiej tradycji ogrodowej, w atmosferze obyczaju z czasów królowej Wiktorii popołudniowego celebrowania herbatek, wreszcie współcześnie, co ma znaczenie bo przecież teraz trwa śledztwo.
Reginald Hill od 40 lat tworzy znakomite kryminały osadzone w hrabstwie Yorkshire, których główni bohaterowie to Dalziel – gburowaty nadinspektor i Pascoe – jego poczciwy i sprytny podwładny. Swoim gawędziarskim stylem, błyskotliwymi dialogami oraz oryginalnymi, nawet dziwacznymi postaciami, autor zdobył serca czytelników na całym świecie.
Ta książka jest czwartą, jaka ukazała się w Polsce. Motywem przewodnim są róże, a każdy rozdział został stosownie nazwany daną odmianą tego pięknego kwiatu. Akcja rozkręca się powoli, potęguje napięcie i stan oczekiwania na to, co się wydarzy i kiedy wreszcie zostanie wykopany pierwszy trup. A może nie będzie?
Świetny, trochę staroświecki kryminał, który nieco podnosi adrenalinę, też relaksuje, zawsze bawi. Znakomicie się czyta.