Czy można się zakochać w mieście? Można. A na pewno taką miłością obdarzali Lwów jego mieszkańcy. I nic dziwnego – na starych fotografiach widzimy miasto piękne, magiczne, o wyrafinowanej elegancji, zbudowane z polotem i wielkiej urody.
A przecież w tym pięknym, polskim mieście mieszkali Polacy i Żydzi, Rusini, Ormianie i Niemcy, Austriacy i Ukraińcy, i zamiast pod habsburskimi rządami się germanizować, polonizowali się. W tym mieście rodziły się i pracowały niezwykłe talenty – artyści, naukowcy, aktorzy. To miasto przeżywało chwile piękne, wzniosłe i tragiczne, lata niebywałej chwały, rozkwitu i lata upokorzeń, zdrady, zbrodni.
W nim było piękno i dobro, przez nie przeszła fala agresji i gwałtu. A przecież, jeśli spotkasz lwowiaka, to o swoim mieście nie inaczej będzie mówił jak ze łzą w oku, z tęsknotą takiej miłości, która jest wieczna, choć przedmiot ukochania niedosiężny.
Ta książka jest o ciężkich czasach Lwowa, o jego agonii, o zbrodniach, jakich tam dokonywano. To lektura niełatwa, bo wspomnienia o tym wydają się wciąż żywe, bolesne. Wciąż są ci, którzy pamiętają bezprawie Niemców, a później falę mordów ze strony Ukraińców, o której się mówi, że takich okrutnych zbrodni od czasów Chmielnickiego nie było.
Wreszcie przyszedł front, a za nim NKWD, które robiło czystki . Wykrwawione miasto znalazło się za sowiecką miedzą. Wciąż jest wytęsknione, ukochane, jedyne.