Korporacja Ha!art
W najnowszej książce Zbigniewa Masternaka "Jezus na prezydenta” bohater tytułowy pojawia się jako bezdomny na dworcu Centralnym, a stamtąd "za wygląd” trafia do aresztu, w którym poznaje zatrzymanego również jak i on żołnierza lokalnego gangu.
Gangsterzy zaczynają wierzyć w "świra” i robią mu kampanię wyborczą. Bo Jezus postanowił założyć się z Lucyferem, że da radę zostać prezydentem Polski w wolnych wyborach, bez cudów nad urną.
Zamiast posługiwania się mdłymi, jak to w wyborach, hasłami Jezus jeździ po kraju i głosi swoje przypowieści. Ludzie zaczynają mu wierzyć, a główny przeciwnik polityczny się bać. Dlatego podsyła mu pokusę w postaci łatwej panienki, a z okna naprzeciwko zdjęcia robi paparazzi. Następnego dnia Jezus w objęciach kobiety ląduje na czołówkach gazet.
Zbigniew Masternak napisał "Jezusa na prezydenta” jako scenariusz filmowy. Sam zresztą jest zaangażowany w kilka produkcji, m.in. "Transfer” z fabułą o piłce nożnej rozgrywającą się w Puławach. Ale ja po przeczytaniu papierowej wersji scenariusza o Jezusie w polskiej polityce nie dałbym Masternakowi pieniędzy na jego zekranizowanie (sory Zbyszku). Z książki niestety wieje nudą, i jak dobrze, że jest tak krótka.
Ale nie jest tak źle, bo na końcu wydawca dołączył wywiad z Masternakiem. I choćby dla tego wywiadu warto sięgnąć po "Jezusa na prezydenta!”. Bo Masternak, jak się z wywiadu okazuje, to bardzo ciekawa postać. A "Jezus na prezydenta!” to chyba najzwyczajniej wypadek przy pracy.