Koncert grupy KAMP!, Soundbar, Lublin, 2.06.10
Dla kogoś nieprzywykłego do zwyczajów panujących na imprezach z live actem, środowy wieczór w lubelskim Soundbarze mógł być początkowo dość stresujący. Zapowiadana na godz. 21 kapela KAMP! wyszła na scenę dopiero między 22.30 a 23. Mękę oczekiwania, na szczęście, znieczulała fajna klubowa muzyka grana przez didżeja.
Kiedy wreszcie Radek Krzyżanowski, Tomek Szpaderski i Michał Słodowy pojawili się na scenie, na sali rozległy się wielogłosowe i wielodecybelowe piski i okrzyki. Były tak potężne, że zastanawiam się, czy wszystkie głosy pochodziły z gardeł fanek i fanów zgromadzonych w klubie. Być może część została odtworzona przez jakiegoś akustyka wspierającego grupę. Ale entuzjazm publiczności był faktem i było go także widać po uniesionych w zachwycie rękach.
Pierwsze muzyczne dźwięki, jakie popłynęły z głośników – oczywiście, okraszone piskami i okrzykami – były sygnałem, że to będzie autentyczny koncert, a nie "koncert” z udawanym graniem, co praktykują niektórzy wykonawcy muzyki elektronicznej. Znane z nagrań studyjnych motywy melodyczne i rytmy zabrzmiały początkowo nieco pokracznie, ale po kilkunastu taktach chłopaki złapali dobrą fazę i potem poszło już prawie jak po maśle.
Kolejna fala entuzjazmu przyszła, kiedy zaczął śpiewać wokalista. Niestety, jego śpiew nie zabrzmiał za dobrze i nie poprawił się w satysfakcjonującym zakresie także w następnych utworach. Chłopak ma spory głos i jest bardzo emocjonalny i nie potrafi na żywo nad tym do końca zapanować technicznie.
Ale te niedoskonałości wokalne nie mogły zdecydować o odbiorze koncertu wobec znakomitych numerów zespołu oraz pomysłowości i żywiołowości muzyków. Widać i słychać było, że Radek, Tomek i Michał są napaleni na granie. Roznosiła ich zaraźliwa energia i nakręcało imponujące nastawienie remikserów czy raczej improwizatorów.
Swoje przebojowe i dynamiczne kawałki electropopowe wykonywali – głównie na klawiszach, elektronicznym zestawie perkusyjnym, laptopach i kontrolerach midi – niespecjalnie przejęci ich studyjnymi wersjami, grając tak, jak podpowiadała im bujna wyobraźnia i jak stymulowały ich gorące impulsy płynące z widowni.
Bawili się akordami, motywami, strukturami i miksami. Eksperymentowali z brzmieniem (np. przepuszczając wokal przez efekty), dokładali zaskakujące partie (np. rzężącej gitary elektrycznej) i łączyli płynnie kolejne utwory (koncert miał formę żywego megamiksu).
Czas spędzony z KAMP! był tak bogaty w dobre wrażenia, że chciałoby się szybko powtórki. Z tym jednak może być problem i pierwszy lubelski koncert łódzko-wrocławskiej grupy może okazać się ostatnim w Lublinie.
Działające od trzech lat trio już występuje nie tylko w najlepszych klubach w Polsce – 22 maja grało w Szanghaju w ramach EXPO 2010. Kiedy formacja wyda debiutancki album ze swymi świetnymi anglojęzycznymi piosenkami (ma się to stać w czwartym kwartale tego roku), może być bardzo zajęta promowaniem go w Londynie, Berlinie, Paryżu i innych europejskich metropoliach.