We wtorek nad brzegiem Bystrzycy przedstawiciele państwowych Wód Polskich przekonywali, że trwające prace w dolinie i korycie rzeki są niezbędne, by uchronić miasto przed powodzią
Prace „konserwacyjno-udrożnieniowe” w korycie największej lubelskiej rzeki ruszyły 31 lipca. Zlecenie Wód Polskich trafiło do firmy z Sosnowicy. Wykoszone zostały już wały, wycięto trzciny, na brzegu rzeki wysycha warstwa śmierdzącego mułu.
– Przywracamy projektowany przekrój poprzeczny Bystrzycy – podkreśla Mariusz Szynkarek, zastępca dyrektora ds. Powodzi i Suszy w Regionalnym Zarządzie Gospodarki Wodnej w Lublinie. – Nie wyciągamy namułu z dna, tylko oczyszczamy skarpy. Usuwamy nawisy i roślinność – tłumaczy.
Leżącego na brzegu mułu z rzeki nikt usuwać nie zamierza. – Zostaną z niego wyciągnięte śmieci. Po wysuszeniu muł zostanie obsiany mieszkanką traw – tłumaczy dyr. Szynkarek. – W przyszłych latach zamiast trzcin będą tu trawy.
RDOŚ w Lublinie nie ma zastrzeżeń do zakresu (i czasu przeprowadzenia) prac. – Uszczerbek na przyrodzie to naturalny koszt takich prac – przekonuje Arkadiusz Iwaniuk, regionalny dyrektor ochrony środowiska w Lublinie. – Termin też jest sprzyjający, jest już po głównych wylęgach. To kwestia priorytetów. Bezpieczeństwo powodziowe miasta jest na pierwszym miejscu.
O bezpieczeństwie mówił też obecny na wczorajszej konferencji Piotr Popiel, radny miejski PiS: – Priorytety muszą być zachowane. Rzeka od lat jest zaniedbana, przywykliśmy do tego, że przybrała dziką formę.
Właśnie o utrzymanie dzikiego życia w dolinie przepływającej przez miasto rzeki od lat walczą ekolodzy.
– Kilka lat temu udało się Radzie Kultury Przestrzeni przekonać Wojewódzki Zarząd Melioracji do ograniczenia i opóźnienia koszenia. Dało to świetne efekty. Zielone i ukwiecone dno doliny było jaskrawym kontrastem dla nadmiernie wykoszonych i wypalonych na popiół trawników oraz bogatą oazą ptactwa – mówi Krzysztof Gorczyca, prezes Towarzystwa dla Natury i Człowieka.
Takich działań nie rozumieją też ornitolodzy, którzy podkreślają, że trzciny służą za schronienie ptakom wodnym, wodno-błotnym i wróblowatym.
– Jeśli wycięto trzciny teraz, to one przed zimą już nie odrosną, a zimuje tam wiele gatunków – mówi Anna Aftyka z Lubelskiego Towarzystwa Ornitologicznego.
Wniosek „o kontrolę tych prac i podjęcie działań w kierunku ich zaprzestania” do kilku instytucji złożyli też działacze Lubelskiego Ruchu Miejskiego. Podnoszą oni m.in., że w składowanym na nabrzeżu namule są toksyczne substancje, które zostały wcześniej zmyte z dróg: starte opony, klocki hamulcowe, oleje, smary, itp.
– Namuł nie jest badany – przyznaje dyr. Szynkarek.
– Czas, sposób i skala robót pokazuje, że dla instytucji, którym powierzono opiekę nad naszymi rzekami takie kwestie jak bioróżnorodność, ochrona przyrody, oczyszczanie wody przez roślinność buforową czy łagodzenie skutków suszy zdają się nie mieć większego znaczenia – komentuje Gorczyca. – W Lublinie wydajemy pieniądze na skrawki kwietnych łąk przyjaznych owadom, a tu nagle ktoś wpada na pomysł, żeby trzcinowiska i nadrzeczne łąki, będące lęgowiskiem, schronieniem i żerowiskiem wielu gatunków ptaków i właśnie owadów, zamieniać w wysiane z worka trawniczki.
Czy grozi nam powódź?
Na wtorkowej konferencji prasowej nikt nie potrafił odpowiedzieć jaki jest obecnie poziom wody w Bystrzycy w Lublinie. Gołym okiem jednak widać, że podobnie jak w innych polskich rzekach, wody jest wyjątkowo mało. Z danych Krajowego Instytutu Meteorologii wynika, że w niektórych miejscach Wisła ma tylko 65 cm głębokości, Bug 54 cm (we Frankopolu), a Wieprz w Nieliszu to tylko 15 cm wody!