Niższy wkład własny, akceptowanie dochodów z prowadzonej działalności gospodarczej i coraz łagodniejsze podchodzenie do zarobków z umów śmieciowych – takie zmiany sugerują banki udzielające kredytów mieszkaniowych. Problem w tym, że te ułatwienia wciąż obarczone są dodatkowymi warunkami.
Dane gospodarcze o skali recesji, poziomie bezrobocia czy wynagrodzeń pokazują, że jak dotychczas całkiem dobrze radzimy sobie z gospodarczymi skutkami epidemii – oceniają eksperci HRE Investment. W efekcie, bardzo pesymistyczne prognozy formułowane jeszcze kilka miesięcy temu, coraz częściej ustępują ostrożnemu optymizmowi. Do banków takie spojrzenie na rzeczywistość dociera szczególnie powoli. Od kilku miesięcy osoby, które w normalnych warunkach zaciągałyby kredyt na zakup pierwszego w życiu mieszkania, nie mają szans na hipotekę.
Na drugim biegunie mamy osoby, które spełniają wyśrubowane wymagania banków. Ci mogą obecnie sporo pożyczyć na zakup mieszkania lub budowę domu. Przykład? Trzyosobowa rodzina, w której oboje rodzice pracują przynosząc do domu po średniej krajowej może pożyczyć na mieszkanie 706,6 tys. złotych w ramach 30-letniego kredytu. To o 2 tysiące więcej niż w sierpniu, ale też o 73 tysięcy więcej niż przed rokiem. Powodem wysokiej zdolności kredytowej są oczywiście przede wszystkim najniższe w historii stopy procentowe. To one przekładają się na najniższe oprocentowanie kredytów hipotecznych.
Co najmniej od 2 miesięcy kolejne banki decydują się na pewne ułatwienia w ubieganiu się o kredyty mieszkaniowe. Jest to jednak pełzająca liberalizacja na tle skokowego utrudnienia, do którego doszło na początku epidemii. Coraz więcej instytucji przyznaje, że udzieli kredytu osobie, która osiąga dochody z tytułu prowadzonej działalności gospodarczej. Jeszcze na początku epidemii było to niemal niemożliwe. Z grona banków ankietowanych przez HRE Investment około 2 na 3 deklaruje rozważenie wniosku od przedsiębiorcy. Gorzej jest w sytuacji kredytobiorcy osiągającego dochody z tytułu tzw. umowy śmieciowej. Wniosek od takiej osoby przyjmie co najwyżej kilka instytucji.
Standardem jest dziś wymaganie 20-proc. wkładu własnego. Jeszcze na początku roku było to dwa razy mniej. Dziś z 10-proc. wkładem uda nam się kupić mieszkanie tylko po spełnieniu dodatkowych warunków. Są to oferty skierowane do dotychczasowych klientów banku, osób o ponadprzeciętnych dochodach czy takich, które chcą kupić relatywnie łatwo zbywalną nieruchomość – np. małe, tanie mieszkanie w dużym mieście.
Jeśli natomiast chodzi o deklarowaną przez banki maksymalną zdolność kredytową, to w przypadku wcześniej wspomnianej rodziny dysponującej dwiema średnimi krajowymi, banki deklarują tu chęć pożyczenia kwot o dużym rozstrzale. Jest to od ponad pół miliona w Millennium do ponad 800 tysięcy złotych w bankach: BOŚ, Pocztowym czy ING.