Można bez ryzyka zarobić blisko 3 procent w skali roku. Wystarczy nadpłacić kredyt mieszkaniowy - radzą eksperci HRE Investments. Na taki krok decyduje się jednak niewielu.
W ubiegłym roku Polacy wydali ponad 9 mld zł na spłatę bądź nadpłatę kredytów hipotecznych - wynika z szacunków HRE Investments opartych o dane NBP. W latach 2015-18 standardem było natomiast, że spłacano nawet 11 mld zł. Udawało się to m.in. dzięki oszczędnościom oraz pieniądzom ze sprzedaży zadłużonych mieszkań.
- Wtedy co najmniej część pieniędzy ze sprzedaży automatycznie przeznaczana jest na spłatę kredytu, aby kupujący miał pewność, że nieruchomość, której stanie się właścicielem nie będzie już obciążona długiem hipotecznym - wyjaśnia Bartosz Turek, główny analityk HRE Investments.
Nadpłata lepsza od lokaty
Ubiegłoroczny wynik pokazuje, że Polacy raczej niechętnie nadpłacają kredyty mieszkaniowe. Jest to o tyle zaskakujące, że przeciętny taki dług jest dziś oprocentowany na 2,3 proc. w skali roku – wynika z najnowszych danych NBP.
- To po prostu znaczy, że pozbywając się długu, można zaoszczędzić na odsetkach 2,3 proc. w skali roku. Takie same odsetki dałaby bankowa lokata na 2,8 proc. w skali roku, od której trzeba przecież oddać fiskusowi 19 proc. podatku - wylicza Bartosz Turek.
Na pierwszy rzut oka wydaje się, że ktoś kto ma oszczędności, na które nie ma pomysłu lepszego niż lokata, powinien zastanowić się nad przeznaczeniem pieniędzy na nadpłatę kredytu. Przeciętny depozyt zakładany w styczniu dawał bowiem obietnicę zarobienia zaledwie 0,4 proc. w skali roku. To 7 razy mniej niż wspomniane 2,8 proc. Czemu więc nadpłacanie kredytu nie jest dziś nadmiernie popularne?
Wolimy gotówkę
W niepewnym otoczeniu Polacy wolą odkładać pieniądze na przyszłość. To dlatego w 2020 roku w bankach zgromadziliśmy dodatkowych prawie 96 mld zł, a 83 miliardy gotówki „zachomikowaliśmy” w domach. Wydając pieniądze na nadpłatę kredytu oczywiście pozbywamy się części długu, czyli możemy się cieszyć niższą ratą kredytu, ale pozbywamy się też gotówki. Ta daje nam komfort, gdy okazuje się, że musimy np. zmienić pracę czy przyjdzie nam do głowy pomysł na otwarcie własnej działalności lub znajdziemy sposób na bardzo zyskowną lokatę kapitału.
W tym kontekście warto też pokazać ile możemy zaoszczędzić nadpłacając kredyt. Niestety okazuje się, że liczby w tym przypadku nie powalają. Weźmy za przykład kredyt zaciągnięty na 300 tys. złotych i 25 lat, który jest obecnie oprocentowany na poziomie średniej rynkowej, czyli 2,3 proc. w skali roku. Dziś ratę takiego długu można oszacować na 1316 złotych miesięcznie.
- Przeznaczając na nadpłatę kwotę 10 tysięcy złotych możemy liczyć na spadek pojedynczej raty o zaledwie 44 złote. To daje nam oszczędność na poziomie 528 złotych rocznie - dodaje Bartosz Turek
Ujemne oprocentowanie
Przy oprocentowaniu kredytów na poziomie 2,3 proc. w skali roku oprocentowanie hipotek jest de facto realnie ujemne. Po prostu kapitał pożyczony nam przez banki na zakup mieszkań traci zazwyczaj na wartości szybciej niż banki naliczają odsetki od długu. Powód? Inflacja jest na poziomie wyższym niż przeciętne oprocentowanie. W takim otoczeniu nie powinno dziwić, że wiele osób szuka sposobu na korzystniejszą lokatę kapitału niż bankowy depozyt czy nadpłata kredytu. Już tegoroczne dane pokazują bliskie rekordów napływy do funduszy inwestycyjnych.
- Pierwsze doniesienia sugerują, że wysoki popyt utrzymuje się też na rynku mieszkaniowym, który jest postrzegany jako bezpieczna przystań dla kapitału. Część kupujących nawet nie myśli o tym, aby przeznaczyć kupione mieszkanie na wynajem, a jedynie traktuje nieruchomość jako lokatę kapitału - ocenia Bartosz Turek. - Wciąż przeważają jednak inwestorzy, którzy zarabiać chcą na wynajmie - dodaje ekspert.
Jest to dziś biznes trudniejszy niż przed rokiem. Z danych firmy Mzuri oraz NBP można wysnuć wniosek, że wynajmując kawalerkę w dużym mieście można liczyć na zarobek na rękę (po potrąceniu kosztów, podatków i uwzględnieniu okresu niewynajęcia) na poziomie 4 proc. wartości nieruchomości w skali roku. Rok temu było to około 5 proc.
Opłaty za nadpłaty
Jeśli chcemy wcześniej spłacić dług zaciągnięty na zakup nieruchomości, to będzie nas to kosztowało. Banki bardzo często pobierają bowiem prowizję za taką operację. Jest to pewnego rodzaju rekompensata za to, że oddajemy pieniądze wcześniej i przez to bank nie zarobi tyle na odsetkach, ile się spodziewał. Wysokość tej prowizji jest różna. W przypadku kredytów zaciąganych przed 22 lipca 2017 roku wynosić może ona od 0 do 5 proc. nadpłacanej kwoty. Jeśli ktoś kredyt zaciągnął później, to na jego korzyść działa ustawa o kredycie hipotecznym. W niej znajduje się zapis, w myśl którego maksymalna prowizja za wcześniejszą spłatę to 3 proc. nadpłacanej kwoty lub mniej – jeśli roczne odsetki od kredytu są niższe niż wspomniane 3 proc.. Co więcej, bank może taką prowizję pobierać tylko przez 3 pierwsze lata kredytowania.