Mimo kryzysu związanego z koronawirusem, nie ma liczyć na poważniejsze spadki cen mieszkań. Na rynku pojawi się mniej ofert. Trudniej też będzie o kredyt hipoteczny.
Tak prognozują deweloperzy i analitycy zajmujący się rynkiem nieruchomości. Osoby, które starają się o kredyt hipoteczny, muszą się dzisiaj liczyć z rosnącymi wymaganiami odnośnie wkładu własnego. Coraz mniej banków akceptuje wkład na poziomie 10 procent. Z analiz firmy HRE Investments wynika również, że za niski wkład własny przychodzi zwykle zapłacić wyższą cenę. Takie kredyty są bowiem nieco wyżej oprocentowane.
- Złą informacją jest też to, że rosną marże - dodaje Bartosz Turek, główny analityk HRE Investments. - Nawet rodzina o dobrych dochodach, z dobrą oceną wiarygodności kredytowej musi zapłacić więcej.
Średnia marża wzrosła z poziomu 2,03 proc. w marcu do 2,15 proc. w kwietniu – wynika z danych HRE Investments. W międzyczasie Rada Polityki Pieniężnej obniżyła poziom stóp procentowych 8 razy mocniej niż banki podniosły marże.
- W efekcie w kwietniu oprocentowanie przeciętnego kredytu hipotecznego było znacznie niższe niż w marcu. Nie zmienia to faktu, że ktoś kto dziś postanowił się zadłużyć, powinien za maksymalnie 3 lata sprawdzić czy nie będzie możliwe refinansowanie długu na lepszych warunkach – z niższą marżą - radzi Bartosz Turek.
Z danych HRE wynika, że mimo epidemii wciąż jest sporo chętnych na kredyty. Od połowy marca, kiedy wprowadzono ograniczenia związane z koronawirusem, liczba wniosków kredytowych spadła zaledwie o 15 proc.
- Gorzej niż z wnioskami może być z faktyczną wypłatą kredytów - ocenia Bartosz Turek. - Powód jest prozaiczny – do dokonania wypłaty konieczne jest przedstawienie szeregu dokumentów czy złożenie wniosku o wpis hipoteki. To wszystko w obliczu zamknięcia biur jest znacznie bardziej czasochłonne.
- Bank, w którym złożyłem wniosek już mi przekazał, że formalności potrwają dłużej. Trzeba będzie poczekać około miesiąca - przyznaje pan Łukasz z Lublina, który stara się o kredyt hipoteczny.
Eksperci nie wykluczają, że przez kryzys związany z pandemią banki będą odrzucać większą liczbę wniosków.
- Stojąc na straży depozytów swoich klientów – muszą uwzględniać spodziewane zawirowania gospodarcze czy zmiany na rynku pracy - wyjaśnia Bartosz Turek. - Póki co wszystko wskazuje jednak na to, że klienci o dobrej sytuacji finansowej i stałej pracy nie będą narzekać na brak zaufania ze strony banków.
Trzyosobowa rodzina, w której oboje rodzice zarabiają po średniej krajowej, może pożyczyć na mieszkanie średnio 687 tys. złotych - wynika z analiz HRE Investments. To blisko 90 tys. zł więcej niż przed rokiem.
W związku z epidemią specjaliści z branży obawiali się poważnego zastoju na rynku nieruchomości i kryzysu, jak z 2008r. Teraz jednak prognozy są optymistyczne.
- Sytuacja zmienia się bardzo szybko - przyznaje Tomasz Iwan, właściciel firmy deweloperskiej z Lublina. - Na początku epidemii klienci wstrzymali się z decyzjami. Teraz jednak liczba rezerwacji znacznie wzrosła. Z pewnością w wielu branżach będą bankructwa i wielu ludzi straci pracę. Mniejsze zyski zanotuje np. turystyka. W nieruchomościach sytuacja jest jednak inna. Z wakacji można zrezygnować, ale mieszkanie to często zaspokojenie długofalowych potrzeb dla rodziny.
Jak przyznaje przedsiębiorca, klienci kupujący mieszkania na własne potrzeby nie rezygnują z rezerwacji. Podobnie zachowują się również osoby, które nowe mieszkanie traktują jako inwestycję.
- W dobie kryzysu lepiej mieć nieruchomość niż gotówkę. Nawet w przypadku hiperinflacji mamy konkretny majątek - dodaje Tomasz Iwan.
Deweloperzy szacują, że zawirowania na rynku nieruchomości potrwają zaledwie kilka miesięcy. W tej chwili można więc liczyć na niewielkie promocje. Nie należy jednak oczekiwać poważniejszego spadku cen.
- Największe banki inwestycyjne świata - Standard & Poor’s czy Goldman Sachs prognozują, że mimo tegorocznych spadków, w 2021r. Polsce będzie wzrost gospodarczy na poziomi 6,6 proc. lub wyższy - wyjaśnia Tomasz Iwan. - To pokazuje, że na rynku będzie bardzo duże odbicie. Skoro deweloperzy to wiedzą, to ceny nie spadną.
Budujący mieszkania wstrzymują się również z rozpoczynaniem kolejnych inwestycji. To zmniejsza podaż i dodatkowo podtrzymuje wysokie ceny.
Z raportów firmy Expander wynika, że na koniec stycznia tego roku przeciętne mieszkanie w Lublinie kosztowało 6792 zł za mkw. Była to cena o 19 proc. wyższa niż rok wcześniej.