Rozmowa z Dominikiem Kuberą, żużlowcem Motoru Lublin
- W poniedziałek dorzuciłeś kolejne trofeum do swojego tegorocznego dorobku, zostając wicemistrzem kraju. Jak smakuje srebro Indywidualnych Mistrzostw Polski?
– To mój pierwszy medal IMP i mogę powiedzieć, że to niesamowite uczucie. Mam powody do zadowolenia, bo udało mi się zrealizować cel, jaki postawiłem sobie przed sezonem. Z moim teamem wykonaliśmy ciężką pracę i dzisiaj możemy się z tego cieszyć.
- Pozostaje lekki niedosyt? Po dwóch turniejach IMP razem z Bartoszem Zmarzlakiem byłeś współliderem cyklu i przed ostatnimi zawodami wszystko było sprawą otwartą…
– Wiadomo, że chciałem walczyć o najwyższy cel, ale Bartek Zmarzlik jest niesamowitym zawodnikiem i myślę, że przegrana z nim nie jest żadnym powodem do wstydu. Ja jestem zadowolony, bo w każdym z trzech turniejów IMP stawałem na podium i wydaje mi się, że pokazałem się z dobrej strony. Srebro to fajny rezultat.
- W poniedziałkowym turnieju w Rzeszowie ostatecznie zająłeś trzecią lokatę. Miejsce w finale wywalczyłeś w biegu barażowym. Czego zabrakło, żeby ten rezultat był trochę lepszy?
– To były bardzo ciężkie zawody. Nie ułożyły się tak, jakbym tego chciał, po prostu nie byłem w odpowiednim miejscu i czasie tam, gdzie powinienem i przez to pogubiłem trochę punktów. Ale taki jest sport. Czegoś zabrakło, ale nie zmienia to faktu, że jestem zadowolony z wyniku, jaki osiągnąłem.
- To był dla ciebie pracowity weekend. W piątek i niedzielę półfinały PGE Ekstraligi w Toruniu i Lublinie, w sobotę turniej z cyklu Speedway Euro Championship w Łodzi, w którym startując z dziką kartą zająłeś drugie miejsce i wreszcie poniedziałkowy finał IMP w Rzeszowie. Jak oceniasz ten maraton w swoim wykonaniu?
– To był na pewno udany weekend. Nie mam powodów do narzekań. Zanotowałem dwa dobre mecze ligowe i zakończyłem dwa prestiżowe turnieje stając na podium. Jestem zadowolony, ale także zmęczony.
- W półfinale PGE Ekstraligi Motor okazał się lepszy od For Nature Solutions Apatora Toruń. W niedzielnym rewanżu musieliście odrabiać stratę z pierwszego meczu, co udało wam się już w pierwszej serii. Rywale jednak nie odpuszczali i niemal do końca walczyli o korzystny dla siebie rezultat. Awans do finału przypieczętowaliście w czternastym biegu. Jak oceniasz to spotkanie?
– To był niesamowicie trudny mecz. Wiedzieliśmy, że nie będzie łatwo, bo zaczynaliśmy z dziesięciopunktową stratą. Sprostaliśmy jednak zadaniu, utrzymaliśmy nerwy na wodzy i zrealizowaliśmy stawiany przed nami cel. Niesamowitą robotę wykonał Mateusz Cierniak, który miał świetny dzień i otarł się o komplet punktów. Jego wkład w końcowy sukces jest nieoceniony.
- W najbliższą niedzielę czeka was pierwszy mecz finałowy w Gorzowie. Czuć już emocje?
– Na razie podchodzę do tego na spokojnie, z chłodną głową. Musze trochę odpocząć po maratonie, jaki miałem w ten weekend i zregenerować ciało. A finały? Wiadomo, że rządzą się swoimi prawami, ale my przystępujemy do nich z chęcią walki o złoty medal Drużynowych Mistrzostw Polski.
- Waszym finałowym przeciwnikiem będzie Moje Bermudy Stal Gorzów, która w półfinale wyeliminowała zielona-energia.com Włókniarza Częstochowa. Patrząc na wyniki z ostatnich sezonów wydaje się, że wygodniejszym rywalem dla was są właśnie gorzowianie. To ma znaczenie?
– Myślę, że nie ma. My i tak musimy zrobić swoje i niezależnie od tego, z kim i gdzie rywalizujemy, po prostu walczyć. Jeśli chce się zostać Drużynowym Mistrzem Polski, to trzeba wygrywać z każdym i wszędzie.