W poniedziałek rozpoczyna się nowy rok szkolny. Sprawdziliśmy, czego w ciągu najbliższych dziesięciu miesięcy mogą spodziewać się uczniowie, ich rodzice i nauczyciele. I co ze strajkiem?
Uczniowie
Nauka w szkołach podstawowych przebiegać powinna bez większych zawirowań. Chyba, że znów ruszą nauczycielskie strajki, ale o tym za chwilę.
Powody do niepokoju mogą mieć natomiast uczniowie liceów, techników i szkół branżowych. To właśnie tam trafił tzw. zdublowany rocznik. Do pierwszych klas poszli jednocześnie absolwenci nowych, ośmioletnich podstawówek oraz gimnazjów. Więcej uczniów oznacza więcej lekcji, a co za tym idzie wydłużenie czasu nauki. Zwłaszcza w największych miastach i w najbardziej renomowanych szkołach nie obędzie się bez wydłużenia lekcji, czy wręcz dwuzmianowości.
– Licea, zwłaszcza te renomowane, będą miały problem z przepełnieniem – potwierdza Mariusz Banach, zastępca prezydenta Lublina ds. oświaty. – Nauka będzie się kończyć nawet ok. godz. 19. To problem zwłaszcza dla uczniów, którzy zamierzali brać udział w zajęciach dodatkowych oraz uczęszczać do szkół muzycznych, czy językowych.
– W tym roku szkolnym naukę rozpocznie u nas 568 uczniów w 20 klasach pierwszych. Dla porównania, w roku szkolnym 2018/2019 było 8 klas pierwszych i 255 uczniów – informuje Iwona Lipiec, wicedyrektor Zespołu Szkół nr 5 im. Jana Pawła II w Lublinie. – Zajęcia lekcyjne, jak dotychczas rozpoczynać będą się o godzinie 8.
Jeszcze w czerwcu ostatni dzwonek rozbrzmiewał o 17.25. Teraz będzie to 18.15. Najpóźniej kończyć lekcje będą uczniowie klas drugich, bo pierwszoklasiści i maturzyści przy układaniu planu zajęć potraktowani zostali priorytetowo. – W większości przypadków rozpoczynają naukę rano i kończą analogicznie jak w latach ubiegłych – podkreśla pani dyrektor.
– Zarówno nauczyciele, uczniowie, jak i rodzice zaczną we wrześniu funkcjonować w rzeczywistości, która nie sprzyja nauce, odpoczynkowi oraz rozwojowi młodych ludzi poza szkołą. Nauka na zmiany, w przepełnionych klasach - wszystko to, czego dojrzałe systemy edukacji unikają od lat - stanie się smutną codziennością polskiej szkoły. Trzeba będzie sobie radzić z przeładowanymi klasami i programem. Zapewne niektóre szkoły ograniczą zajęcia dodatkowe ze względu na brak finansowania, a frustracja nauczycieli po strajku jest na tyle duża, że będą oni odmawiać prowadzenia zajęć za darmo – prognozuje Marcin Korczyc z Fundacji JaNauczyciel.
Szkoły
Problemu z dwuzmianowością nie będzie jedynie w szkołach uczących zawodu. – Szkoły branżowe nie są atrakcyjne dla nowoczesnego i skomputeryzowanego pokolenia młodych. Pomimo tego, że reforma miała podnieść status szkolnictwa zawodowego, opinia młodzieży i rodziców na temat tego, jak wygląda nauka w szkołach średnich technicznych w małych miejscowościach wciąż jest niezbyt dobra. Stąd brak zainteresowania tymi szkołami w rekrutacji – zauważa Marcin Korczyc.
– W tym roku, po raz kolejny nabór do szkół branżowych nie był duży, dlatego te placówki zdecydowały się na łączenie klas i tworzenie tzw. klas wielozawodowych – tłumaczy Ewa Dumkiewicz-Sprawka, dyrektor lubelskiego wydziału oświaty i wychowania. – Do takich klas chodzą osoby uczące się różnych zawodów. Zajęcia praktyczne prowadzone są więc odrębnie dla poszczególnych zawodów, a przedmioty ogólne, takie jak polski i matematyka uczone są razem.
Nauczyciele
Podwójny rocznik w szkołach oznacza też problemy kadrowe. Nauczycieli jest po prostu zbyt mało. Tylko w Warszawie brakuje ok. 4 tys. pedagogów. W Lublinie tak wielkiego problemu nie ma, co nie oznacza jednak, że nas on omija. Jak podkreślają pedagodzy zebrani w grupie JaNauczyciel, coraz więcej osób będzie odchodziło z zawodu.
Powody?
Po pierwsze: zwiększenie pensum tych nauczycieli z 18 na 20 obniżyło stawkę godzinową pracy (już po podwyżce).
Po drugie: kadra nauczycieli-fachowców z doświadczeniem i pracujących w danym zawodzie jest w wieku przedemerytalnym, a młodych nauczycieli zawodu zwyczajnie brak.
Po trzecie: zatrudnianie nauczycieli dokształconych do danego zawodu, bez doświadczenia praktycznego, obniży jakość kształcenia.
– W tym roku opanowaliśmy w miarę sytuację. Brakuje nam anglistów, głównie w przedszkolach. Chodzi o kilka osób – mówi Mariusz Banach. – Zdajemy sobie jednak sprawę z tego, że to nas czeka. Jeżeli zarobki w oświacie będą takie, jakie są, a status społeczny nauczyciela tak niski jak dotychczas, to problem będzie narastał. W Lublinie przyjdzie za rok, dwa i nie unikniemy go. Szykujemy się do niego, na ile można. Pytanie tylko: jak długo na swoich stanowiskach wytrzymają nauczycielscy emeryci.
A mogą wkrótce zdecydować się odejść, bo pedagodzy wracają do pracy po wakacjach niezadowoleni.
– Nie mają energii z lat ubiegłych – tłumaczy Korczyc. – W ubiegłym roku rząd jasno pokazał nam, że z nie chce z nami rozmawiać o zmianach w edukacji. Oferowane podwyżki nie zmieniają w żadnym stopniu naszej pozycji. W lipcu, jak wynika z danych GUS nauczycielskie wynagrodzenie zasadnicze było niższe aż o 1700 zł od przeciętnego wynagrodzenia w gospodarce. Potrafimy liczyć. Przy stale zwiększającej się biurokracji, pogarszających się warunkach pracy, kolejnych zmianach w prawie, rośnie frustracja i zrezygnowanie, a placówki borykają się z brakami kadrowymi, pewna grupa nauczycieli zdecydowała się na odejście z zawodu, przez całe wakacje obserwujemy pojawiające się ogłoszenia, na które nikt nie odpowiada.
Widmo strajku
Czy nauczycielskie niezadowolenie przełoży się na strajk i pedagodzy, podobnie jak w kwietniu, zdecydują się na walkę o poprawę warunków swojej pracy odchodząc od tablic?
– Nauczyciele są wciąż niezadowoleni i sfrustrowani. Część środowiska chce rozmawiać o zmianie formy protestu, nadal niemal połowa uważa, że należy powrócić do strajku i domagać się nie tylko realnych podwyżek, ale także konkretnych zmian systemowych. To nie będzie łatwy początek roku szkolnego dla nikogo. Także ze względu na nadchodzące wybory parlamentarne – uważa Marcin Korczyc.
Z przeprowadzonego na zlecenie Ogólnopolskiego Międzyszkolnego Komitetu Strajkowego sondażu wynika, że nauczyciele chcą strajku, ale w innej formie niż rezygnacja z nauczania. Aż 66 proc. nauczycieli uważa, że strajk nie powinien odbywać się w takiej formie. Zdecydowana większość proponuje, żeby wycofać się jedynie z nadobowiązkowych zadań: wyjść do kina, teatru, organizacji zielonych szkół, czy szkolnych dyskotek. Albo uczestniczyć w debatach o edukacji, brać udział w demonstracjach w swoim mieście. Nauczyciele nie chcą natomiast prowadzić blokad ulic i prowadzić strajku głodowego.
– Z dużymi emocjami rozpoczynamy nowy rok szkolny, bo to, co zaproponował minister edukacji nie wyczerpuje naszych oczekiwań – przyznaje Sławomir Broniarz, prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego i dodaje, że decyzję dotyczącą dalszych losów protestu zostawia pedagogom. Do 15 września będą oni pytani o to, czy i w jakiej formie ma być prowadzony strajk. Decyzja zapadnie 16 września. – Realizowany będzie scenariusz, który wskaże większość nauczycieli. Jest wiele form protestu, np. strajk rotacyjny i całkowity. W grę nie wchodzi tylko strajk okupacyjny. Żadnej innej formy nie wykluczamy.
– Myślę, że strajku nie będzie, bo nauczycieli na niego zwyczajnie nie stać – słyszymy od prezydenta Banacha. – Próbujemy im na różne sposoby rekompensować stracone w czasie strajku pieniądze, np. poprzez zajęcia dodatkowe, ale siłą rzeczy nauczyciele wiedzą, że to kosztuje. Myślę, że z tego powodu opowiedzą się za innymi formami protestu.
Samorządy
Z wyjątkiem szkół prywatnych, organem prowadzącym szkoły są samorządy. I te czekają w tym roku oświatowe trudności.
– Już dzisiaj Związek Gmin Wiejskich, czy Związek Miast Polskich alarmują, że zatwierdzone przez rząd, a przecież nadal nie satysfakcjonujące nauczycieli podwyżki, to obietnice na koszt samorządów. Owszem rząd przeznaczył na nie miliard złotych, ale samorządom brakuje blisko pół miliarda – wylicza Korczyc. – Sprawi to, że mieszkańcy, którzy nie mają nic wspólnego ze szkołą, mogą nie zrozumieć, dlaczego nie będzie nowej drogi, chodnika, basenu, czy innych inwestycji. Tym samym szkoła traci często jedynego sojusznika, czyli środowisko lokalne.
– Najpoważniejszym z naszego punktu widzenia problem w tym roku szkolnym są finanse – przyznaje prezydent Banach. – Ciągle karzą nam do oświaty dokładać coraz więcej. Oczywiście robimy to, bo to dla nas zadanie priorytetowe, ale budżet miasta, zwłaszcza w części wydatków bieżących, nie jest z gumy. Problem jest bardzo poważny.
Rodzice
– W poniedziałek uczniowie pójdą do szkół i jestem przekonany, że będzie to dobry start – mówi Tomasz Pitucha, pełnomocnik wojewody lubelskiego ds. rodziny. – Dobry start, bo z rządowym programem Dobry Start.
To otrzymywane na początku roku szkolnego 300 zł dla każdego ucznia na rozpoczęcie nauki. W ubiegłym roku na Lubelszczyźnie złożono 170 tys. wniosków na jego wypłatę. Na ten cel przeznaczono ok. 75 mln zł. W tym roku ma być już ok. 80 mln zł, bo świadczenie ma objąć także uczniów szkół policealnych i szkół dla dorosłych.
– Rozmawiałem w tej sprawie z hurtowniami i wiem, ze za te pieniądze można kupić dobry plecak z wyposażeniem, a jak trafimy na okazje to dodatkowo strój na w-f – wylicza Pitucha. – To istotna pomoc dla rodziców wysyłających dzieci do szkół.
– Dobry Start to rzecz rzeczywiście istotna – dodaje Teresa Misiuk, lubelska Kurator Oświaty. – Jak będzie dobry początek to jest też duża szansa, że dalej też będzie dobrze.
Wnioski o wypłatę 300+ składać można do 30 listopada. Warto się jednak pospieszyć, bo złożenie wniosku jeszcze w sierpniu gwarantuje wypłatę świadczenia nie później niż do 30 września. Jeśli wniosek zostanie złożony później to pieniądze zostaną wypłacone w ciągu dwóch miesięcy od tej daty. Wnioski można składać w tych samych instytucjach, co wniosek o 500+, czyli w urzędzie miasta lub gminy, ośrodku pomocy społecznej lub innej jednostce wyznaczonej w gminie (np. w centrum świadczeń). Wnioski o świadczenie dla dzieci przebywających w pieczy zastępczej są z kolei przyjmowane przez powiatowe centra pomocy rodzinie.