Dwa zakleszczone bieliki spadły na ziemię, a na pomoc ruszyli im mieszkańcy Majdanu Zahorodyńskiego (pow. chełmski). Jeden z ptaków, po krótkim pobycie w ośrodku dla zwierząt, wrócił na wolność. Drugi natomiast będzie przez dłuższy czas nabierać sił
W niedzielę powietrzna walka dwóch bielików przeniosła się do parteru. Ptaki tak się zakleszczyły, że spadły na ziemię w pobliżu domów. Okoliczni mieszkańcy zadzwonili do Lubelskiego Towarzystwa Ornitologicznego, które zawiozło pierzastych wojowników do Ośrodka Rehabilitacji Dzikich Zwierząt w Skrzynicach.
– Młodszy z ptaków został już w środę wypuszczony na wolność, mniej dostał w kość. Starszy zostanie z nami jeszcze przez około dwa-trzy tygodnie – mówi nam Lena Grusiecka, która prowadzi Ośrodek Rehabilitacji Dzikich Zwierząt w Skrzynicach.
Jak podaje Lubelskie Towarzystwo Ornitologiczne, młody, większy bielik – Sylwester – to czterolatek ze Starzawy na Podkarpaciu. Natomiast ten starszy i mniejszy, który otrzymał imię Tomasz, był zaobrączkowany jako pisklę w 2007 roku w Tarnawatce (pow. tomaszowski). Można powiedzieć, że został znaleziony na swoim terenie, bo jeszcze w zeszłym roku był lęgowy w pobliżu miejscowości Zalesie Kańskie, ok. 10 km na południe od Majdanu Zahorodyńskiego.
W poniedziałek oba ptaki obejrzał lek. wet. Rafał Ostaszewicz z Lublina. Młodszy był w dobrej kondycji, ale stresował się obecnością ludzi. Dostał zielone światło do powrotu na łono natury. Lekarz zauważył, że starszy z bielików nie stroni od bójek, bo miał ślady po poprzedniej walce sprzed kilku dni. Teraz doszły mu jeszcze świeże kontuzje – przebity dziób, uraz głowy i skrzydła.
– Muszą zagoić się jego rany. Ma duży ubytek na prawnym skrzydle, na szczęście nie ucierpiały jego mięśnie i już zaczyna podfruwać na wyższe gałęzie. Ta rana na głowie, która na początku wyglądała tragicznie, okazała się być płytka. To miejsce bardzo mocno unaczynione, dlatego ptak był cały zalany krwią. Ma jednak szczęście, bo pół centymetra dalej i mógłby stracić oko – tłumaczy Lena Grusiecka.
Ptak jest obecnie pod dobrą opieką: jest pielęgnowany, otrzymuje lekarstwa i co bardzo ważne, dopisuje mu apetyt. – To zawsze dobry znak, kiedy zwierzęta jedzą. Czasami trzeba je zmuszać do przyjmowania pokarmu. Bielik upodobał sobie na początku kaczkę, a teraz najbardziej lubi karpie i pstrągi – śmieje się szefowa Ośrodka w Skrzynicach.
Jednocześnie przyznaje, że mają już spore doświadczenie z drapieżnymi ptakami, bo niemal co miesiąc pomagają myszołowom. Najczęściej trafiają do nich pod opiekę po kolizji z samochodami. – Często można je zobaczyć na słupach przy drogach, bo tam można znaleźć łatwe pożywienie – wyjaśnia Lena Grusiecka.
Jak podaje Polska Agencja Prasowa, szacuje się, że w Polsce jest 1200-1500 par bielików, z czego około 60 par w południowo-wschodniej części kraju.