Z dnia na dzień zamknięty został staromiejski escape room przy Rynku 8. Zdecydował o tym nadzór budowlany. – Lokal jest wykorzystywany niezgodnie z przeznaczeniem – tłumaczą inspektorzy. – To polowanie na czarownice – komentują twórcy pokoju zagadek, którego przyszłość stanęła pod dużym znakiem zapytania
– Mamy do czynienia z nielegalną zmianą sposobu użytkowania pomieszczeń – wyjaśnia Paweł Kwiecień, rzecznik Powiatowego Inspektoratu Nadzoru Budowlanego miasta Lublin. – Prawo budowlane mówi, że gdy zmienia się sposób użytkowania obiektu, należy dokonać stosownej zmiany we właściwym urzędzie, w przypadku Lublina jest to Wydział Architektury i Budownictwa Urzędu Miasta.
– To klasyczny przykład sytuacji „pokaż mi człowieka, a znajdę na niego paragraf”. Poziom absurdów, z jakimi spotykamy się od początku roku, jest niewyobrażalny. Do walki z branżą escape roomów zaangażowano wszystkie dostępne środki – piszą na Facebooku rozżaleni twórcy pokojów zagadek. –Spełnialiśmy wszystkie wymogi bezpieczeństwa, przeszliśmy niezapowiedziane kontrole straży pożarnej. Ponieważ nam, jako przedsiębiorcom i operatorom escape roomu nie można było nic zarzucić, urzędnicy postanowili prześwietlić właściciela kamienicy.
Zgodnie z decyzją nadzoru budowlanego w trybie natychmiastowym zamknięte zostały dwa lokale mieszczące się przy Rynku 8: Gabinet Marszanda i Komisariat nr 2, organizowane we współpracy z pisarzem Marcinem Wrońskim, twórcą kryminałów osadzonych w międzywojennym Lublinie.
– Gabinet Marszanda wcześniej pełnił funkcję sali klubowej, w której przebywało nawet kilkadziesiąt osób. Według urzędników zmianę sposobu użytkowania na escape room dla sześciu graczy powinien zaakceptować strażak, sanepid, konserwator zabytków i Wydział Architektury – dziwią się przedsiębiorcy. – Od początku byliśmy za kontrolami bezpieczeństwa w pokojach zagadek. Te jednak przerodziły się z czasem w polowanie na czarownice.
– Jesteśmy zobligowani prawem do tego, aby wszcząć postępowanie – stwierdza tymczasem rzecznik PINB. – Prawo budowlane zobowiązuje nas do wstrzymania użytkowania lokalu i zobligowania właściciela do przedłożenia w określonym terminie szeregu dokumentów. Jeżeli takie dokumenty zostaną przedłożone, to może być nałożona opłata legalizacyjna i możliwe będzie dalsze użytkowanie obiektu.
– Proponowane przez urzędników rozwiązanie to wpłacenie astronomicznej dla nas opłaty legalizacyjnej w łącznej wysokości 150 tys. zł – skarżą się przedsiębiorcy. Twierdzą, że nie są w stanie zapłacić takiej kwoty. – Jest dla nas nie do przyjęcia.