Przez trzy dni na Starym Mieście trwał Jarmark Jagielloński. Jak oceniają rzemieślnicy: w piątek się rozkręcał, w sobotę było handlowanie, w niedzielę rodzinne spacery. Nadkomplety były na warsztatach pieśni tradycyjnych u Marii Bieniasz – gwiazdy piątkowego koncertu na zamkowym dziedzińcu. Najbardziej zauważalna pandemiczna zmiana – dotkliwy brak potańcówek i twórców z zagranicy.
– Najlepiej się handlowało w sobotę, w niedzielę też dużo osób ale bardziej oglądali. Wiadomo kiedy się msza kończyła w katedrze, bo przychodziła kolejna fala ludzi – żartuje Barbara Radomska, jedna z trójki rzemieślników na jarmarku, którzy zajmują się plecionkarstwem. – Byliśmy na trzech pierwszych jarmarkach, potem wróciliśmy w 2019. Tamten jarmark był niesamowity, takie były tłumy. Zauważalna zmiana w wyborach klientów, ekologia. Kupują koszyki na zakupy i koszyki do rowerów. Modna jest biała wiklina – dodaje pani Barbara, która uważa, że każdy musi sam wybrać sobie koszyk sprawdzając czy mu pasuje kształtem.
Skromniejszą ofertę zauważali kupujący. Rzemieślników było 82, w przywoływanym 2019 roku 236.
Były bisy…
Ale zainteresowanie festiwalem nie było mniejsze, widać to było po tłumach na ulicach i na koncertach. Dziedziniec zamkowy, gdzie w piątek bisowała ku zadowoleniu publiczności jedyna w swoim rodzaju Orkiestra Jarmarku Jagiellońskiego był pełny. Wieczór zakończyły kołysanką z repertuaru Bronisławy Chmielowskiej: Zuzanna Malisz (Kapela Maliszów), Maja Kleszcz i Natalia Grosiak (Mikromusic). Jak od wielu lat, na jarmarku była re:tradycja. Tym razem Warsztaty Kultury wymieszały style i muzyczne porządki preferując kobiece głosy i kobiece historie. Sobota koncertowa też była trudna do usiedzenia na widowni, na scenie najpierw wystąpiła Kapela Niwińskich a po nich szalało Prawdziwie Polskie Techno - Fanfara Awantura.
… i suka biłgorajska
Tegoroczna edycja festiwalu była poświęcona muzyce, śpiewakom i muzykantom. W programie było dużo warsztatów z tej dziedziny.
– Zdecydowanie największym zainteresowaniem cieszyły się warsztaty pieśni tradycyjnych oraz warsztaty pieśni weselnych pani Marii Bienias. Przyszło więcej osób niż przewidywał limit, pani Maria wszystkich przyjęła. Poza tym uczestnicy chętnie wybierali naukę gry na suce biłgorajskiej u pana Zbigniewa Butryna. To wyjątkowa postać, to on przywrócił do istnienia i żywej praktyki wykonawczej ten instrument. Dzieci najchętniej wybierały lepienie gwizdawek z gliny u Anny i Rajmunda Kicmanów z Leokadii – mówi Agata Fijuth-Dudek z Warsztatów Kultury, które organizowały jarmark.
– Po dwóch godzinach ja już chciałem iść do domu a oni dalej pracowali – komentował Paweł Romańczuk z Małych Instrumentów, który dla nastolatków prowadził warsztaty „Samoróbka”. Jak nieograniczone są możliwość twórców instrumentów muzycznych można się było wczoraj przekonać na koncercie Małych Instrumentów. Zespół wykorzystywał na przykład basedes zbudowany z deski sedesowej i dębowego progu czy kalimbę powstałą z zębów grabi do sprzątania liści. – Na zamówienie jarmarku powstał kulofon, instrument zostaje w Lublinie – zapowiedział muzyk. Instrument był na wyposażeniu Jarmarkowego Podwórka na błoniach. Jak ocenił twórca kulofonu, ku jego zdumieniu lublinianie używali instrumentu inaczej niż przewidywał.
Bez względu na to kulofon zostaje w Lublinie i robi nadzieję na kolejną, 16.edycją Jarmarku Jagiellońskiego.