W milionach złotych liczone będą straty spowodowane środową ulewą, po której rzeki wody i błota zdemolowały trzy wsie w powiecie janowskim. W ciągu kilkudziesięciu minut wiele rodzin straciło dorobek życia. Na miejscu konieczna była pomoc wojska. Wsparcie dla poszkodowanych obiecuje rząd
– Proszę zobaczyć, wszystko powyrzucane – mówi Sabina Wołoszynek, której dom w Wierzchowiskach II koło Modliborzyc wygląda jak pobojowisko. Spływająca z pagórka woda zdemolowała całe jej obejście. Kobieta była w domu z córką i wnukami, gdy budynek stojący poniżej zbocza stał się nagle pułapką. nie można było nawet otworzyć drzwi. Rodzina uciekała na strych.
– To było oberwanie chmury, silny deszcz trwający 40 minut – mówi mł. bryg. Tomasz Serwatka, zastępca komendanta powiatowego Państwowej Straży Pożarnej w Janowie Lubelskim. Dlaczego ulewa była tak niszczycielska? – Miejscowości Pasieka, Wierzchowiska II oraz Wierzchowiska I mieszczą się w niecce, dookoła są pagórki. Na dodatek przepływa tu rzeka Sanna, która nie była w stanie odprowadzić wody. To wszystko się skumulowało.
– Około godziny 14.30 przywiozłem żonę z dziećmi do teściowej i pojechałem do pracy. Około 15 żona już do mnie dzwoniła, że są na strychu – opowiada Adrian Boczek. – Największy problem był z dojazdem. Ludzie pozostawali w domach, dzwonili na straż, ale nie było dojazdu, bo droga zalana.
– Gdy był największy dopływ wody, konieczne było ewakuowanie osiemnastu osób łodziami – potwierdza komendant Serwatka. W nocy ze środy na czwartek na miejsce wysłano wojsko. Terytorialsi zjechali z wodą pitną, agregatami prądotwórczymi, masztami oświetleniowymi.
Z domu pani Sabiny zostały ściany, dach i okna, niewiele więcej. – Ale nie wiemy, do czego te ściany będą jeszcze zdatne – martwi się pani Małgorzata, która przyjechała pomóc koleżance z pracy. Na środku pustego pokoju samotnie stoi duża szafa. Też do wyrzucenia, bo napuchnięta i powyginana od wilgoci.
Tuż obok, na podwórku opadająca z sił rodzina płucze wężem to, co może się przydać. Na świeżo obmytym biurku książka z wizerunkiem Jezusa, obok ktoś myje zgrzewkę coli. Dookoła wszechobecne błoto. Szlam zakrył całe podwórze, zalany jest ciągnik, teraz to już tylko złom. Nawet śladu nie ma po drewnie zgromadzonym na zimę. Odpłynęło. Kury potopione, pole z warzywami i malinami doszczętnie zniszczone, z mazi sterczą kikuty roślin. Nawet pies nie ma siły szczekać na obcych. Wyczerpany zaległ w błocie.
Obejście pani Sabiny jest jednym z tych, które ucierpiały najbardziej, ale woda wdarła się na więcej posesji, około stu. Wśród nich dom pana Jerzego, niedaleko kościoła.
– Akurat byłem u córki w Warszawie. Wróciłem na dziewiątą wieczorem. Woda już opadła, ale do domu nie dało się wejść. Szlamu było na piętnaście centymetrów. Meble i wszystko inne poprzewracane – opowiada Jerzy Płodzień. 70-latek, choć dziarski, martwi się, czy starczy mu sił, by doprowadzić dom do ładu. Znajomi akurat przywożą mu skrzynkę prowiantu. Mężczyzna wstydzi się go przyjąć. – Daj spokój – odpowiada znajomy ze skrzynką. – Jak żeśmy do ciebie szli jak w dym, to żeś nas nie olał.
Pomocy trzeba tu jeszcze dużo. – Największe zniszczenia występują w Wierzchowiskach II i Wierzchowiskach I. Najczęściej są to podtopione domy, niektóre były zalane do pierwszego piętra – dodaje komendant. – Pracownicy nadzoru budowlanego robią obchód i stwierdzają, czy budynki będą się nadawać do użytku.
– Środki na pomoc dla poszkodowanych zostaną uruchomione niezwłocznie po otrzymaniu wniosku od samorządu – deklaruje wojewoda Przemysław Czarnek. Będzie to po 6 tys. zł, a w szczególnych przypadkach do 20 tys. zł. – Wiemy, że na miejscu pracują cztery komisje, które szacują straty – mówi rzecznik wojewody, Marek Wieczerzak. Wstępny bilans szkód powinien być znany jeszcze w piątek. Zanosi się na milionowe straty.