Rozmowa z Kamilem Łączyńskim, rozgrywającym Pszczółki Start Lublin
Rozmowę wypada zacząć od pytania o stan zdrowia. Niedawno cierpiał pan z powodu urazu stawu skokowego, a w meczu z Kingiem mocno trzymał się pan za bark...
– Jest w porządku. Cierpienie i kontuzje są wliczone w ten zawód. Mamy świetną kadrę trenerską oraz medyczną. Fizjoterapeuci stanęli na wysokości zadania i na mecz z Kingiem Szczecin doprowadzili mnie do stanu używalności. Mam nadzieję, że z każdym dniem moja noga będzie lepszym stanie.
Cały tydzień jednak pan nie trenował...
– To prawda. Zacząłem ćwiczyć dopiero w sobotę. Wtedy jednak już nie graliśmy w kontakcie. Mecz z Kingiem był moją pierwszą grą z przeciwnikiem od tygodnia. Było dużo znaków zapytania dotyczących mojego występu i mocno zastanawialiśmy się czy warto jest ryzykować. Czułem jednak, że ta noga jest w takim stanie, że pozwoli mi pomóc drużynie.
Który moment w niedzielnym spotkaniu był kluczowy?
– Słabo rozpoczęliśmy mecz, a rywale robili z nami co chcieli. Nasza defensywa w tym fragmencie kompletnie nie istniała. Na szczęście, w drugiej kwarcie graliśmy już znacznie lepiej, a po zmianie stron utrzymaliśmy już wysoki poziom. Gramy dobrze, jeżeli realizujemy przedmeczowe założenia. Rywale przez większość spotkania nie mogli znaleźć recepty na nasze sztuczki w obronie. Jedynie Jakub Schenk zagrażał nam rzutami z dystansu. Pozostali gracze mieli problemy ze skutecznością. Świetnie zagrał Mateusz Zębski, który karał nas penetracjami na samym początku spotkania. W drugiej połowie jednak już tak łatwo nas nie mijał.
Te słabsze początki powoli stają się tradycją Pszczólki Start Lublin. Z czego wynikają te problemy?
– Bardzo trudno jest wyegzekwować 40 minut dobrego grania. Zawsze w ciemno będę brał porażkę w pierwszej kwarcie, jeżeli mamy wygrywać cały mecz. Z czego wynikają nasze problemy na samym początku meczu? Nie wiem. Na rozgrzewce jesteśmy skoncentrowani, więc powinno być dobrze już na samym początku rywalizacji. Dopóki będziemy wygrywać, to nikt nie będzie miał do nas o to pretensji. Jednak im lepszy przeciwnik, tym trudniej będzie gonić wynik. Współczesna koszykówka to gra seriami. Ważne jest to, że tych lepszych serii potrafimy mieć więcej niż przeciwnik.
Lepszy przeciwnik przyjedzie już w środę. Jakie nastroje panują w drużynie przed meczem z Casademont Saragossa w ramach Koszykarskiej Ligi Mistrzów?
– To będzie prawdziwy sprawdzian. Musimy zagrać bardzo zespołowo, bo na razie momentami wciąż gramy jeszcze zbyt indywidualnie. Każdy dostaje kilka minut i chce się pokazać z jak najlepszej strony. Pamiętajmy jednak, że tylko jako drużyna możemy osiągnąć coś fajnego.
Dla Kamila Łączyńśkiego gra w BCL to okazja do zapracowania sobie na zagraniczny transfer?
– Jestem obecnie zawodnikiem Pszczółki Start Lublin i tego się trzymam.