Serdecznie dziękuję radnemu Tomaszowi Pitusze (PiS) za przyozdobienie swoim licem połowy Lublina.
Skręcam w prawo – jest: swobodna sylwetka, biała koszula, krawat, marynarka niby niedbale zarzucona na ramię, w tle jakaś szczęśliwa rodzina spacerująca po plaży. Skręcam w lewo: znów Pan Radny przypomina mi, puszczając oko jak Mariola Okocim spojrzeniu, że wakacje to czas dla rodziny.
Skąd ten letni wysyp radnego na lubelskich trawnikach? Czy radnym rzeczywiście powoduje troska o nasz rodzinny, wakacyjny błogostan? Próżność to mój ulubiony grzech u polityków, choć akurat radnego Pituchę, znanego ze swego przywiązania do wartości chrześcijańskich i z niezłomnej walki ze środowiskami LGBT Plus, trudno podejrzewać, że mógłby zgrzeszyć choćby myślą i że plakaty wywiesił z jakimś niecnym zamiarem.
Ale doświadczenia poprzednich lat nie zostawiają złudzeń: druciane płotki, które radny rozstawił teraz na trawnikach przy głównych drogach, to nieomylny znak, że wielkimi krokami nadchodzą parlamentarne wybory. A pan radny w ten – co tu ukrywać – tani i przaśny sposób chce się przypomnieć wyborcom, bo może zapomnieli, że w Lublinie mieszka zatroskany naszym codziennym życiem pełnomocnik wojewody ds. rodziny. Że przy okazji wygląda to obciachowo? Trudno – liczy się przesłanie.
Niestety, radny Pitucha nie jest na tym polu pionierem, a co najwyżej epigonem. Podczas poprzedniej kampanii samorządowej swoimi twarzami i przesłaniami atakowali nas z druciaków inni politycy. Dlatego nie ma wątpliwości, że po radnym Pitusze za chwilę ruszą kolejni, a w składach budowlanych wzrośnie popyt na ogrodzeniowe panele. Jakiś polityk będzie nam troskliwie przypominał z rozpiętej płachty, że powinniśmy zapinać pasy, a jego partyjna koleżanka zapyta, czy na pewno wyłączyliśmy żelazko albo czy podczas mycia zębów zakręcamy wodę. Festiwal szczerzenia zębów potrwa do wyborów, po nich płotki wylądują tam, gdzie ich miejsce – na placach budów. Pozostanie tylko absmak, że politycy – niby to szanując wyborców – nie potrafią uszanować wspólnej przestrzeni, robiąc z miasta wiochę.