Widzowie wracają do kin, ale zbyt wolno, by te mogły przeżyć. – Reżim sanitarny? Maseczki? A po co, jak na wielkiej sali siedzi kilka osób. I to jak jest dobry dzień – ironizują szefowie kin i mówią, że są na skraju upadku.
„Kochani Widzowie, nie da się ukryć że nasza sytuacja jest bardzo, bardzo trudna. Pomóżcie nam uratować Bajkę! Udostępniajcie wydarzenie, zapraszajcie znajomych i chodźcie do kina!”
Taki dramatyczny apel zamieściło ostatnie studyjne kino w Lublinie, które wyświetla filmy siedem dni w tygodniu.
– 5 października 1991 roku był pierwszy seans. Chcielibyśmy dotrwać do urodzin – mówi Waldemar Niedźwiedź, szef kina Bajka. – Apel na Facebooku jest dramatyczny, bo taka jest sytuacja. W sierpniu 2020 mieliśmy 14 proc. wpływów, które były w sierpniu zeszłego roku. A pierwszy tydzień września? W zeszłym roku 18 tysięcy zł, w tym 3 i pół. Oszczędności ze stycznia i lutego, dawno się skończyły. Wykorzystaliśmy wszystkie możliwości jakie dawały tzw. tarcze antykryzysowe, do seansów nie mogę ciągle dokładać. Mieszkania nie sprzedam.
Kochani Widzowie, nie da się ukryć że nasza sytuacja jest bardzo, bardzo trudna. Pomóżcie nam uratować Bajkę! Udostępniajcie wydarzenie, zapraszajcie znajomych i chodźcie do kina! #widzimysięwBajce 🎬
Opublikowany przez Kino Bajka Piątek, 11 września 2020
Widzowie do Bajki wracają, ale zbyt wolno, by kameralna instytucja kulturalna mogła przetrwać.
– Niektórzy są zdziwieni, że w ogóle pracujemy, a my gramy od czerwca. I obawiają się wirusów. A u nas jest bezpieczniej niż w sklepie czy autobusie. Widzowie się ze sobą nie kontaktują, po seansach dezynfekujemy podłokietniki, w dłuższych przerwach całą salę. Wszędzie są środki odkażające – wylicza Niedźwiedź.
Pytany czy widzowie wybierają raczej seanse w większej sali „Czerwonej”, czy w mniejszej „Niebieskiej” mówi, że to bez różnicy. – Nie ma ich ani tu ani tam.
Marzenia o paskudnej jesieni
Fatalna frekwencja to nie jedyny problem. Kina nie mają czego grać. Duże premiery dystrybutorzy przekładają na przyszły rok.
– W czerwcu frekwencja była mniejsza 8 razy niż w czerwcu 2019, w lipcu 7 razy, sierpniu 5 i pół. Wrzesień szacuję na 2 i pół razy gorszy. Powoli ludzie wracają, ale gramy poniżej rentowności, długo nie odrobimy strat – ocenia Andrzej Bubeła, dyrektor kina Stylowy w Zamościu, które jest miejską instytucją. – Życie kin zależy teraz od tego czy płacą czynsz, mają kredyty do spłacenia i wysokie koszty stałe. My dzięki oszczędnościom mamy z czego dokładać i nie musiałem zwalniać pracowników. Liczymy na dobre premiery i kiepską pogodę. Dla kina I i IV kwartał roku jest zawsze najlepszy. Mam 28-letnie doświadczenie więc wiem, że trzeba nam życzyć paskudnej jesieni – żartobliwie komentuje dyrektor.
Nie ma „Kleru” ani „Zenka”
W mniejszych ośrodkach marzenia kin są podobne. W 8-tysięcznym Opolu Lubelskim kino Opolanka od ćwierć wieku wyświetla filmy tylko w weekendy. Teraz się wydaje, że to za często.
– Jest fatalnie. Może przychodzi jedna czwarta widzów, którzy byli u nas przed pandemią – mówi Grzegorz Ogonek, koordynator kina w Opolskim Centrum Kultury. – Rozmawiam z kinami w Kraśniku, Poniatowej czy Nałęczowie. Jest identycznie. Gramy w weekendy, bo w inne dni sala jest zajęta, ale jak był „Kler” to potrafiliśmy zorganizować 19 seansów w ciągu dwóch tygodni. „Zenek” też miał dobrą widownię. Gdyby w repertuarze były takie hity to by było inaczej – dodaje.
Seans kosztuje 200 zł
Waldemar Niedźwiedź pytany ile osób na widowni uratuje lubelską Bajkę wylicza, że 200 złotych, to koszt jednego seansu. A widz, gdy płaci za bilet 15 zł to z tej kwoty 45 proc. trafia do dystrybutora. Trzeba też zapłacić podatki.
– Jedno z nielicznych dziś kin przepełnione nie popcornem i komercją, tylko tradycją i duchem kina z dawnych lat. Trzymajcie się! – piszą internauci. Inni dają serduszka. Powinni przyjść na seans.