Apteki sprzedają coraz więcej testów antygenowych na Covid-19. W odróżnieniu od bezpłatnych, które można zrobić w punktach wymazowych, ich wyniki nie trafiają do centralnego rejestru. W razie wykrycia zakażenia, pacjent nie trafi na izolację.
W województwie lubelskim bezpłatny test antygenowy można obecnie wykonać w 51 punktach, w tym w 20 aptekach. Możliwość wykonania testu w aptece, za który nie trzeba płacić, była jednym z pomysłów rządu na przyśpieszenie walki z epidemią. Pacjenci wolą jednak zapłacić za test 30-50 zł i zrobić go w domu.
O „domowych laboratoriach” i gwałtownym wzroście liczby kupowanych w aptekach testów mówi Lech Sprawka, wojewoda lubelski. Przyznaje, że to jeden z powodów, dla których jest „ostrożny co do prognozowania skali pandemii”. – Wyniki takich testów nie znajdują odzwierciedlenia w statystyce zakażeń – zaznaczył wojewoda.
– Wyniki testów komercyjnych nie trafiają do centralnej bazy. Takie osoby są więc „niewidoczne” dla systemu, w odróżnieniu od tych, którzy zdecydują się np. bezpłatny test antygenowy w aptece. W takich przypadkach farmaceuta ma obowiązek wpisania każdego wyniku do centralnego rejestru – przypomina Tomasz Barszcz, wiceprezes Lubelskiej Okręgowej Izby Aptekarskiej. Potwierdza, że wzrost sprzedaży testów antygenowych w kierunku SARS-CoV-2, które można kupić między innymi w aptekach, jest zauważalny.
– Jednym z powodów jest na pewno chęć uniknięcia konsekwencji w przypadku pozytywnego wyniku czyli skierowania na izolację – przyznaje wiceprezes LOIA.
– Sprzedajemy zdecydowanie więcej testów komercyjnych w kierunku SARS-CoV-2 niż wykonujemy tych bezpłatnych. Powody są różne. W wielu przypadkach na pewno jest tak, że pacjenci chcą uniknąć izolacji, jeśli wynik będzie pozytywny, niektórzy mówią o tym wprost – zaznacza Mateusz Chruściak, farmaceuta, który prowadzi aptekę przy ul. Węglarza w Lublinie. Dodaje: – Niektórzy chcą też zrobić taki „nieoficjalny” test, żeby sprawdzić czego mogą się spodziewać, zanim pójdą „oficjalną” ścieżką i zdecydują się test antygenowy lub PCR, których wyniki będą już wpisane do rejestru. Część pacjentów kupuje też testy na zapas do sprawdzania w ten sposób pozostałych członków rodziny.
Wiceprezes Barszcz ocenia, że powód może być też jednak inny. – Część pacjentów na pewno kupuje takie testy dla samokontroli nie tylko siebie, ale też członków rodziny. Jeśli znajdą się w jakiejś sytuacji, która budzi ich wątpliwości chcą się wstępnie skontrolować, a potem ewentualnie potwierdzić to np. testem PCR. Nie zawsze pobudki są negatywne – uważa wiceprezes LOIA. Dodaje: – Na tym etapie, kiedy dopiero od dwóch tygodni w aptekach można zrobić bezpłatne testy, nie jesteśmy jednak w stanie porównywać ich liczby z liczbą sprzedanych testów komercyjnych.
Warto jednak pamiętać o ryzyku wyniku fałszywie ujemnego.
– Testy, które apteki dostają z Rządowej Agencji Rezerw Strategicznych do bezpłatnego testowania, muszę spełniać wyższe wymagania medyczne niż te komercyjne, które są po prostu dopuszczone do obrotu – zaznacza Mateusz Chruściak. – Chodzi też o kwestie związane z pobraniem wymazu. Oczywistym jest, że bardziej profesjonalnie wykona to osoba, która została do tego przeszkolona niż w warunkach domowych, ktoś, kto nigdy się tym nie zajmował. A sposób, w jaki pobierany jest wymaz przekłada się przecież na wynik testu.