– 22 września, koło południa dostaniemy wyniki testów personelu, który miał kontakt z zakażoną pacjentką i dwóch pacjentów, którzy byli z nią na sali. Czekam z duszą na ramieniu na te informacje – mówi Dariusz Gałecki, dyrektor Szpitala Powiatowego w Hrubieszowie.
W poniedziałek wieczorem, na izbę przyjęć hrubieszowskiej placówki zgłosiła się kobieta. Po rutynowych czynnościach - między innymi wypełnieniu ankiety, w której pada pytanie o kontakt z osobami zakażonymi koronawirusem i pobraniu próbki do badań na obecność koronawirusa, trafiła na czteroosobowa szpitalną salę na jednym z oddziałów.
Po 12 godzinach był wynik. Dodatni. Gdy powiadomiony sanepid zaczął badać sprawę okazało się, że członkowie rodziny kobiety są zakażeni kornawirusem.
– Pacjentka nie miała żadnych objawów wskazujących na zakażenie. Ale my właśnie wygasiliśmy ognisko, które było na pulmonologii i rutynowo robimy wszystkim trafiającym do szpitala testy. Dlatego cała sprawa wyszła na jaw – mówi dyrektor, który uważa, że zgłaszając sprawę do prokuratury nie oczekuje ukarania tej konkretnej osoby, ale zwraca uwagę na problem. Że zatajanie kontaktu z zakażonym jest niedopuszczalne.
– Gdyby ktoś z pacjentów uległ zakażeniu i doszło do pogorszenia jego zdrowia lub zgonu, to rodzina może zaskarżyć szpital. Nie mówiąc o tym, że taki ktoś naraża zdrowie i życie personelu – tłumaczy szef hrubieszowskiej placówki.
Pacjentka nie wyraziła zgody na przewiezienie do szpitala na oddział zakaźny, trafiła do domu.
Personel hrubieszowskiego szpitala, który miał z nią kontakt dopiero w poniedziałek będzie miał robione testy, bo wykonuje się je siedem dni po kontakcie z osoba chorą. Jeden pacjent, który był na sali, na którą trafiła kobieta był w trakcie wypisu, więc kontakt miał minimalny i wyszedł do domu. Dwóch pozostałych jest w szpitalu w izolacji, zajmuje się nimi wyodrębniony personel. Oni też czekają do poniedziałku na pobranie wymazów.
– Gdyby kobieta na izbie przyjęć powiedziała, że miała kontakt z osobą zakażoną, to i tak by została do nas przyjęta. Jesteśmy przygotowani na takie sytuacje. Jak wszystkie powiatowe placówki mamy salę obserwacyjną gdzie by trafiła. Ale nasi pracownicy by byli w pełni zabezpieczeni a inni pacjenci bezpieczni – wyjaśnia dyrektor Gałecki, pytany czy mówienie prawdy w czasie wywiadu na izbie przyjęć nie skutkuje brakiem porady czy leczenia.
A tego zapewne obawiają się ludzie, którzy zgłaszają się po pomoc do szpitala. I tak miało być w przypadku 83-letniej kobiety.
Zawiadomienie dyrekcji szpitala przygotowuje zewnętrzna kancelaria prawna.
Nie trafiło jeszcze do hrubieszowskiej prokuratury. Jeśli tam trafi, a śledczy postanowią oskarżyć pacjentkę, ta musi się liczyć z poważnymi konsekwencjami. Zatajenie kontaktu z osobą zarażoną koronawirusem może być potraktowane jako tzw. sprowadzenie niebezpieczeństwa dla życia i zdrowia wielu osób. Takie przestępstwo, popełnione umyślnie, zagrożone jest karą do od pół roku do 8 lat więzienia. W przypadku nieumyślnego działania, kara wynosi maksymalnie trzy lata.