W Kijowie czuć mobilizację społeczeństwa – relacjonuje dla Dziennika Artem Riasa, absolwent UMCS, który po studiach w Lublinie wrócił do swojego kraju. Artem pochodzi z Krzemieńczuka, ale początek wojny zastał go akurat w Kijowie.
– O 6 rano zadzwonił do mnie przyjaciel z informacją o ataku. Najpierw nie uwierzyłem, potem pojawił się szok – przyznaje Artem Riasa. – Moi koledzy z jednej strony mówią, że trzeba zapewnić sobie bezpieczeństwo, ale z drugiej, że są gotowi pomóc wojsku w przypadku mobilizacji – dodaje.
Sytuacja w Kijowie jest napięta. – Są kolejki w bankach, w sklepach, aptekach. Póki co, wszystko można kupić. Jeśli chodzi o sytuację na drogach, to miasto jest zablokowane – relacjonuje.
Na przesłanym do nas filmie widać zakorkowaną drogę w kierunku Żytomierza. – Wiele osób chce wyjechać z Kijowa samochodami, ale wszędzie są korki. Ludzie wsiadają także do autobusów w kierunku Lwowa i zachodniej Ukrainy – dodaje Artem.
Młody obywatel Ukrainy dodaje, że mimo kolejek w sklepach ludzie są bardzo zdyscyplinowani, nie ma chaosu.
Artem przekonuje, że nikt nie chce wojny, ale społeczeństwo jest gotowe, żeby się bronić.
– Będziemy działać. Każdy, nawet jeśli nie interesował się polityką, teraz mówi że Putin to zło – deklaruje Artem. – Będziemy bronić swojej państwowości i całej Europy przed moskiewską hordą – dodaje na koniec.