Sąsiedzi odcięli jedyną drogę wyjścia z posesji schorowanej panie Marii i jej synowi. Teraz, aby opuścić swoją działkę, muszą brodzić rzeczką. - Żal mi tej kobiety i mogę jej pomóc. Ale przejścia nie otworzę - mówi sąsiad i pokazuje nagrania, jak przez lata syn kobiety uprzykrzał im życie.
25-letni Patryk opiekuje się schorowaną matką, jego ojciec zginął w wypadku. Pani Maria przeszła kilka operacji, ma problemy z poruszaniem się. Obecnie nie ma jak wydostać się z własnego domu. Jedna droga prowadzi przez dziurę w ogrodzeniu, potem należy przejść przez rzeczkę po chwiejącej się metalowej kracie.
- Mam dwa sztuczne biodra. Przeszłam udar i miażdżycę – przyznaje pani Maria.
Państwo Stempakowie w 2000 roku kupili pół domu od Agencji Własności Rolnej Skarbu Państwa. Dojście do posesji zapewniała im szeroka na cztery metry droga. Kilka lat temu okazało się, że drogi nie ma na mapach, a teren należy do sąsiadów. Ci, pół roku temu, postawili płot, zagospodarowali działkę i w ten sposób odcięli rodzinę Stempaków od świata. Sytuacja stała się patowa, bo z drugiej strony nie można wyjść z domu ze względu na zabytkowy mur, w którego konstrukcję nie można ingerować.
Sąsiadami państwa Stempaków są państwo Ciroccy, rodzice pięciorga dzieci, trójka z nich jest już dorosła, obecnie wychowują dwie nastoletnie córki. Konflikt sąsiedzki trwa od kilkunastu lat.
- Mój tata zginął, jak miałem 13 lat. Nie będę ukrywał, że miał problemy z alkoholem. I sąsiad, kiedy miałem 13 lat powiedział, że mój tata jest pijakiem, że jest skończony. W ten sposób złamał mi psychikę. To jest moje wytłumaczenie na konflikt, takie słowa ciężko komuś wybaczyć – uważa Patryk.
Ostatnią deską ratunku dla pani Marii było wejście na drogę sądową z sąsiadem. Kobieta złożyła wniosek o ustanowienie drogi koniecznej, czyli jakiejkolwiek możliwości dojścia do posesji. Sąd na czas wyjaśnienia sprawy, wydał tymczasowe postanowienie.
- Sąd Rejonowy w Kartuzach, na czas trwania postępowania, nakazał sąsiadom usunięcie jakichkolwiek zapór, które mogłyby uniemożliwiać przejście lub przejazd – mówi Łukasz Zioła, rzecznik Sądu Okręgowego w Gdańsku i zaznacza: - To postanowienie jest nieprawomocne, ale niezależnie od tego jest wykonalne. Sąsiedzi mają obowiązek podporządkowania się temu postanowieniu.
Jak postawienie płotu tłumaczą Ciroccy. Czy nie jest im żal sąsiadki? - To jest przykre, tylko, że konflikt u nas trwa już bardzo długo. Myślę, że jak ich w ten sposób upomnę, to pójdą po rozum do głowy i przestaną demolować, wyzywać nas, czy fucki pokazywać – mówi Ireneusz Cirocki.
- Pluje, charcha. Chciał mnie wytargać, przejechać. On ma chyba coś z głową, tak się zachowuje. Jak pranie rozwieszałam krzyczał: Ewa do nogi. Suko je…– mówi Ewa Cirocka, a jej mąż dodaje inny przykład: - Któregoś razu przywiózł czterech gości, wyciągnęli rury i powiedzieli do mnie, żebym podszedł: „chodź ch…, my ci pokażemy, jak jest”. Wtedy się wystraszyłem i zdecydowałem, żeby zamontować kamery.
Przez kilka lat Państwo Ciroccy, żeby udowodnić swoje racje nagrywali zachowanie sąsiadów. Niedawno złożyli pozew przeciwko Patrykowi, w którym zarzucali mu znieważanie i grożenie pozbawieniem życia. - Sąd Rejonowy w Kartuzach skazał syna pani Marii za znieważanie sąsiadów i wymierzył rok ograniczenia wolności polegającej na wykonywaniu prac społecznych – mówi Łukasz Zioła. - Po wyroku on szedł dalej pluć. Mamy wierzyć w to, że oni się zmienią? – pytają Ciroccy.
- Na ich miejscu bym przyszedł, zmobilizował się i przeprosił. Ale nie jestem gotowy na to, żeby im otworzyć dojście – mówi Ireneusz Cirocki.
Po naszej wizycie sąsiedzi wreszcie zaczęli ze sobą rozmawiać. Państwo Ciroccy wzięli następnego dnia wolne i spotkali się z wójtem, który obiecał pomoc w znalezieniu nowej drogi do pani Marii i Patryka. Wójt po interwencji Państwa Cirockich zaczął działać. Sporządził plan dojścia do drogi publicznej przez część zabytkowego muru. W tej sprawie interweniował u konserwatora zabytków. Od czasu naszej wizyty, relacje miedzy sąsiadami są dobre. A Patryk założył działalność, chcę kupić busa i rozpocząć pracę kuriera.