Przez jego interes nie możemy oddychać czystym powietrzem - zarzuca właścicielowi posesji przy ulicy Herbacianej w Marysinie spora część okolicznych mieszkańców. Sąsiedzi uważają, że ten wynajmuje swój budynek firmie kamieniarskiej, choć nie powinien. - Nie mam sobie nic do zarzucenia. Śpię spokojnie - odpowiada Mieczysław Sachajko, właściciel posesji. Sprawą zajmie się jednak Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska.
Działkę przy ulicy Herbacianej w Marysinie Mieczysław Sachajko kupił kilkanaście lat temu od Lubelskiej Spółdzielni Spożywców. Budynek, który na niej stoi, w przeszłości był kurnikiem. Zgodnie z planem zagospodarowania przestrzennego, można tam prowadzić „działalność komercyjną, która nie wykracza zasięgiem poza teren działki, ani nie szkodzi środowisku”.
Problem zaczął się kilka lat temu. – Właściciel nawiózł gruz i bez pozwolenia wylał betonową płytę. Znajdowała się zbyt blisko granicy z inną działką, dlatego jeden z sąsiadów zgłosił sprawę do nadzoru budowlanego - mówi Paweł Drzewiecki, mieszkaniec sąsiedniej ulicy. Mężczyzna niedawno skontaktował się z naszą redakcją.
W 2016 roku Inspektor wstrzymał rozbudowę i wydał nakaz rozbiórki. - Myśleliśmy, że sprawa jest zakończona, chociaż dzisiaj mamy wątpliwości, czy betonowa płyta nie została po prostu została zasypana ziemią – tłumaczy Paweł Drzewiecki.
Problem wrócił, choć teoretycznie od dwóch lat na Herbacianej nie mieści się żadna firma. - Zgodnie z Centralną Ewidencją i Informacją o Działalności Gospodarczej Rzeczypospolitej Polskiej od 10 czerwca 2016 roku nie jest tam prowadzona jakakolwiek działalność - dowiedzieliśmy się w Urzędzie Gminy Jastków. Przed wjazdem na posesję wisi jednak baner firmy produkującej okna, która zajmuje część powierzchni.
– To nam nie przeszkadza, ale od kilku miesięcy właściciel wynajmuje budynek firmie kamieniarskiej. Kamień co prawda jest cięty w środku, ale potem pracownicy wypuszczają pył na zewnątrz. Czujemy, że jakość powietrza jest dużo gorsza - oburza się Drzewiecki. - Tak być nie powinno - dodaje starszy mężczyzna, którego spotkaliśmy podczas wizyty w Marysinie.
Właściciel posesji, Mieczysław Sachajko niechętnie skomentował sprawę. – Nie mam sobie nic do zarzucenia. Pracownicy używają pił wodnych. Padłem ofiarą nagonki i ludzkiej zawiści, bo pomagam ludziom znaleźć zatrudnienie – odpiera zarzuty.
Sprawa trafiła jednak do Referatu Ochrony Środowiska, Rolnictwa i Obsługi Ludności Urzędu Gminy w Jastkowie. – W połowie marca dostaliśmy oficjalne zawiadomienie, że ta działalność może szkodzić otoczeniu. Przekazaliśmy sprawę do Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska z prośbą o zbadanie tematu – wyjaśnia Teresa Kot, wójt gminy. - Mamy nadzieję, że coś się zmieni - dodają mieszkańcy.