Dziś cała Ameryka obchodzi Memorial Day czyli Dzień Pamięci Narodowej. Jest jednym z trzech największych świąt państwowych Stanów Zjednoczonych.
Odmówiona została żydowska modlitwa za zmarłych "Kadysz” oraz modlitwa katolicka za duszę zmarłego. W pobliżu nagrobka zatknięto, zgodnie z tradycją tego dnia amerykańską flagę. Żydowscy uczestnicy spotkania położyli na pomniku kamienie, znak wiecznej pamięci.
Oczywiście wspominano także tego wielkiego człowieka. Wiele uwagi poświęcono faktowi, że jutro, 29 maja wręczony zostanie Prezydencki Medal Wolności pośmiertnie honorujący Jana Karskiego. Prezydent Barack Obama postanowił pośmiertnie uhonorować bohaterskiego emisariusza Polski Podziemnej i Rządu RP na Wychodźstwie, który próbował powstrzymać Holocaust swoim dramatycznym raportem-apelem do przywódców koalicji antyhitlerowskiej oraz elit Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych o ratunek dla ginącego narodu żydowskiego.
W swym liście do Baracka Obamy, Aleksander Kwaśniewski, były prezydent RP i przyjaciel Jana Karskiego, wspierając ideę odznaczenia legendarnego emisariusza, sugerował, że najlepszym kandydatem do przyjęcia odznaczenia jest Elie Wiesel, ikona pamięci Holocaustu, człowiek, który wydobył Jana Karskiego z zapomnienia, gdy ten usunął się z życia publicznego w akademickie zacisze jezuickiego Georgetown University. Obaj byli serdecznymi przyjaciółmi, a Wiesel sam został również udekorowany Medalem Wolności. Byłoby znamienne, gdyby teraz przyjął order Karskiego i przekazał go do Muzeum Historii Miasta Łodzi, gdzie znajduje się stała ekspozycja poświęcona bohaterowi, a w niej Order Orła Białego.
Zapewne podczas uroczystości nie powinno zabraknąć przedstawiciela rodziny bohatera. W Gdańsku mieszka dr Wiesława Kozielewska-Trzaska, bratanica Jana Karskiego i jego córka chrzestna. Do końca ubiegłego tygodnia nie otrzymała jednak żadnej informacji w tej sprawie.
Niestety, Jan Karski tego zaszczytu nie dożył. Doczekał go obecnie, na dwa lata przed setną rocznicą urodzin. Wielu komentatorów amerykańskiej sceny politycznej łączy to z prezydencką kampanią wyborczą i potrzeba "targetowania” rozmaitych segmentów elektoratu przez obecnego gospodarza Białego Domu. Jak można przypuszczać, może chodzić o elektorat polonijny. Jest to kolejny paradoks bowiem Jan Karski nigdy nie uważał się za polonusa i dobitnie podkreślał, iż czuje się Amerykaninem, bowiem w USA żyje dwa razy dłużej niż w Polsce i Ameryce zawdzięcza wszystko. Naturalnie ma świadomość swych korzeni, ale członkiem polonijnego getta nie jest. Był też konsekwentnym krytykiem wielu polskich przywar, z ponadczasowym antysemityzmem na czele. Dlatego przez Polonię amerykańską za życia kochanym nie był. Miłości nie przybyło także dwanaście lat po śmierci.
Nie ma natomiast kwestii, że uhonorowanie Jana Karskiego dobrze przyjmie elektorat żydowski, dla którego ten wierzący katolik, śmiało mógłby zostać świętym, gdyby oczywiście instytucja świętych w judaizmie występowała. Nawiasem mówiąc, to środowiska żydowskie bardzo intensywnie, choć bez fanfaronady, kandydaturę do prezydenckiego medalu człowieka, który próbował powstrzymać Holocaust wspierały. Lobbing okazał się skuteczny.
To również Amerykanie i Żydzi przede wszystkim pamiętali, aby dziś zjawić się na grobie Jana Karskiego i jego małżonki, warszawskiej Żydówki Poli Nireńskiej, wybitnej tancerki i choreografki. Oddano także hołd spoczywającemu obok bratu bohatera, pułkownikowi Marianowi Kozielewskiemu, byłemu komendantowi stołecznemu policji państwowej, organizatorowi ruchu oporu, więźniowi KL Auschwitz, powstańcowi warszawskiemu, poszukiwanemu po wojnie przez NKWD, a wywiezionemu z Polski po brawurowej akcji przygotowanej przez Jana Karskiego.