Trwa wrzawa wokół obecności w waszyngtońskim Muzeum Holocaustu więźniarskiego baraku wypożyczonego tej instytucji przez Muzeum KL Auschwitz z Oświęcimia.
Otwarte z udziałem prezydenta Billa Clintona, wiceprezydenta Ala Gore'a oraz kilkunastu prezydentów i premierów (w tym Lecha Wałęsy), waszyngtońskie Muzeum Holocaustu jest narodowym sanktuarium.
Mimo, że – jak stwierdził w wypowiedzi dla polskiej gazety Władysław Bartoszewski – Holocaustu w Ameryce nie było i nie w niej ginęły miliony ludzi. Stany Zjednoczone po prostu tę zbrodnię "adoptowały”, jako bezpośrednio ich dotyczącą, wymagającą pielęgnowania pamięci o niej i obrony przed jej poniżaniem lub umniejszaniem.
Do Muzeum trafia dziennie ponad pięć tysięcy zwiedzających, rocznie – dwa miliony. Dla porównania: Muzeum KL Auschwitz nie odwiedziło rocznie więcej niż 1,38 mln.
Fenomen Muzeum jest podkreślany w USA na każdym kroku. Nie ma wizyty głowy obcego państwa w Stanach Zjednoczonych bez Muzeum Holocaustu w programie. Tak rozpoczynał swoją wizytę prezydent Bronisław Komorowski, zaś przed nim Lach Wałęsa, Aleksander Kwaśniewski i Lech Kaczyński.
Nic dziwnego, że "energiczna” próba wyegzekwowania odesłania kluczowego eksponatu Muzeum Holocaustu do Polski wzbudziła protesty. Miejmy jednak nadzieję, że konsensus znajdzie się szybko i nikt nie będzie się czuł w nim "pokonanym”.