Obostrzenia i lockdown pogorszyły sytuację osób bezdomnych. Trudniej o dostęp do jadłodajni, ogrzewalni czy choćby instytucji pomocowych.
Krakowska „Przystań medyczna” skupia lekarzy, pielęgniarki, studentów kierunków medycznych, ale także osoby, które nie są bezpośrednio związane z medycyną. Wszystkich łączy chęć pomocy bezdomnym.
Podczas nocnego patrolu po Krakowie, wolontariusze objeżdżają nawet kilkadziesiąt miejsc, w których mogą przebywać bezdomni. Do listy patrolowanych pustostanów, stale dochodzą kolejne. Obecnie jest około 70 takich miejsc.
„Zostawiam telefon w lombardzie i kupuję jedzenie”
Obostrzenia spowodowane koronawirusem jeszcze bardziej utrudniły pomoc bezdomnym. - Ludzie patrzą, jakby człowiek był trędowaty. Potraciłem przyjaciół, z którymi się wychowałem. Dlatego, że nie mam dachu nad głową. Tylko z tego powodu. Cały czas próbuję stanąć na nogi z różnymi potknięciami – mówi bezdomny, którego spotkaliśmy w jednym z pustostanów.
- Pandemia ma teraz duże znaczenie. Urzędy są pozamykane, MOPS-y, nie MOPS-y. Wcześniej człowiek bezpośrednio szedł i rozmawiał (z urzędnikiem - red). Co mam zrobić, jak nie mam telefonu? Czasem wolę iść zostawić telefon w lombardzie i kupić jedzenie – dodaje mężczyzna.
Bezdomnym zawsze było trudno o pomoc lekarską. Ale teraz, w czasie pandemii, nie mogą nawet marzyć o wizycie w przychodni czy przyjęciu na SOR.
- W pandemii przekrój jednostek chorobowych, które mają osoby bezdomne, jest dokładnie taki sam. Natomiast jest problem z dostępnością do pomocy i stąd wiele przypadków jest o wiele bardziej zaniedbanych – mówi Mateusz Gajda, lekarz z Fundacji „Przystań Medyczna”.
Nie mają, gdzie się ogrzać
Zgodnie z zaleceniami Ministerstwa Zdrowia, w czasie pandemii, ogrzewalnie nie powinny przyjmować potrzebujących tylko na jedną noc. Ale rzeczywistość bywa inna.
- Nigdy nie będzie dobrego rozwiązania. Odmówić takim ludziom pomocy, czy przyjąć ich, decydując się na pewne ryzyko? Ogrzewalnie dla tych osób zawsze są miejscem ostatniej szansy, bo albo się wychłodzą, albo ogrzeją i jakoś przetrwają noc. Szuka się mniejszego zła. Może to komuś uratować życie za cenę, że ktoś może wyjść dodatni – mówi lekarz z Fundacji „Przystań Medyczna”.
- Z ogrzewalni wychodzimy na ulicę i tu się zaczyna problem, bo nie ma się gdzie ogrzać, nie można nawet wejść do galerii – wskazują bezdomni, z którymi rozmawialiśmy pod ogrzewalnią.
- Nie ma też gdzie i jak zjeść. Wejdzie się do tramwaju i wyciągnie bułkę, to ludzie się czepiają. Tam, gdzie wydaje się obiady, nie można wejść do środka i zjeść. Trzeba iść na ławkę i tu jest problem, bo się maskę zdejmuje. W domu trzeba jeść, a gdzie ten dom? – pytają.
Wcześniej zimą bezdomni mogli zjeść i ogrzać się także w jadłodajniach. Ale teraz i kuchnie i jadłodajnie musiały dostosować się do obostrzeń. Jedzenie wydawane jest tylko na wynos.
- To jest grupa społeczna, która znalazła się w najtrudniejszej sytuacji w czasie epidemii. Wszyscy mówiliśmy zostań w domu, a oni nie mogą zostać w domu. Podczas lockdownu, czyli nagłego zniknięcia ludzi z ulic i zamknięcia galerii handlowych, gdzie można się ogrzać – dla tych ludzi zrobił się zupełnie nowy świat – mówi Jakub Wilczek z Ogólnopolskiej Federacji na Rzecz Rozwiązywania Problemu Bezdomności.
- Polska jest krajem, w którym te osoby doświadczają bardzo dużej stygmatyzacji w porównaniu z zachodem Europy. Na osobę bezdomną, która zdejmuje maskę, patrzy się krzywiej niż na inną, bo na pewno osoba bezdomna jest chora, zakłada się to automatycznie. Ten mur, który mieliśmy dotychczas między nami a bezdomnymi, jest teraz dwa razy wyższy – dodaje Jakub Wilczek.
Fundamentem działań „Przystani medycznej” jest karetka należąca do fundacji. Niestety, jest już stara i zawodna. Trwa zbiórka na nową, by wolontariusze mogli dalej sprawnie działać.