Huragan Sandy uderzył w Nowy Jork. Efekty ataku robią wrażenie. Zalane zostały po raz pierwszy w historii miasta wszystkie tunele. Po raz pierwszy woda wdarła się do sieci metra.
Ewakuowano znany New York University Hospital. W dzielnicy Breezy Point na Queensie wybuchł w wyniku awarii elektrycznej pożar, który pochłonął 50 domów, a walczyło z nim dwustu strażaków. Zalanych zostało kilkaset domostw na wyspiarskiej dzielnicy Staten Island oraz nadmorskich i przylegających do rzeki Hudsona i East River częściach Brooklynu i Queensu . Na tym ostatnim, pod wodą znalazła się modna dzielnica Long island City z zapierającym dech widokiem na Manhattan.
- Kupiliśmy tu dom osiem lat temu. Miał parter i piętro. Mąż wykopał jeszcze piwnicę i urządził tam bar z bilardem. Przychodzili tu co weekend jego koledzy z pracy. Wczoraj, piwnicę zalało dosłownie w dziesięć minut. W pół godziny mieliśmy już po kolana wody na parterze i uciekliśmy na piętro. Chwała Bogu, że tam już woda się nie wdarła. Nie ewakuowaliśmy się z domu, tylko zostaliśmy na własne ryzyko. Tak robiło wiele ludzi. Baliśmy się zwyczajnie rabunków. Przy poprzednich powodziach, złodzieje podpływali nawet łodziami, żeby okradać domy. Nie ryzykowaliśmy. Teraz jak rozmawiamy, woda zeszła z parteru, ale piwnica zalana. Mąż załamany, ja też.
Pisałem wczoraj do znajomej, która dowiedziawszy się, że pozostały w domu mąż nie chce jechać z dwojgiem dzieci do schroniska, zwolniła się z pracy i pognała ile mocy w silniku na Staten Island, aby zmusić go do ewakuacji. Ostatecznie, po awanturze, sama zabrała dzieciaki, a on pozostał, żeby pilnować domu. Woda weszła na parter, ale było jej tylko 20 centymetrów.
Nie działa komunikacja miejska, nadal pozostaje zamknietych większość tuneli i mostów, w tym słynny Brooklyn Bridge. Nie pracuje giełda. Podobnie szkoły i urzędy. Burmistrz zaleca, żeby pozostawać w domu.
Barack Obama ogłosił stan klęski żywiołowej dla miasta i stanu. Komentatorzy sprzeczają się czy w gonitwie do Białego Domu Sandy może mu pomóc. Z jednej strony – to klęska i zniszczenia, jaka przytrafia się na finale kampanii prezydenckiej. Ludzie mogą być wkurzeni na wszystko, także na prezydenta. Z drugiej – jeżeli ludzie uznają, że prezydent walczy z determinacją z huraganem, może go nagrodzą w lokalach wyborczych.
Generalnie w Nowym Jorku dominuje przekonanie, że miastu i jego mieszkańcom nic nie da rady. Dlatego na murach proste w przekazie napisy "Fuck you, Sandy!” (bez tłumaczenia). Lub znaczki z napisem "I Love Sandy” na ubraniach, wymagające już pewnego poziomu autoironii.