Jest młody, przystojny, wysportowany, elokwentny. Od kilku lat stał się nadzieją demokracji w kraju rządzonym od 1999 roku przez kabaretowego despotę. Bohater mediów. A do tego rodzinnie związany z Polską, czym się chętnie chwali.
Za namową znajomych Radońscy postanawiają wyjechać do Francji, przy zdecydowanych protestach ojca rodziny, który upiera się, że jest Polakiem, a jego miejsce w Polsce.
W Paryżu jest wiele kin, więc perspektywa Radońskiego wydaje się marna. Dlatego decydują się na... Wenezuelę, która szeroko otwiera granice dla ocalałych z Holocaustu. Rodzina przybywa do Caracas. Tam wkrótce Radonski otwiera swoje pierwsze kino. Potem kolejne. Tworzy ich sieć w całym kraju.
Córka, Monika Radonska Bochenek wychodzi za mąż za Ricardo Caprilesa ze znanej operującej w branży spożywczej, mieszkaniowej i mediach, katolickiej rodziny wenezuelskiej, o żydowskich korzeniach sięgających Holandii.
W lipcu 1972 roku przychodzi na świat Henrique. Otrzymuje staranne wykształcenie prawnicze w najlepszych katolickich uniwersytetach wenezuelskich, w Holandii, Włoszech oraz na prestiżowym Columbia University w Nowym Jorku.
Henrique Capriles Radonski szybko robi karierę polityczną. W wieku 23 lat zostaje wybrany najmłodszym w historii Wenezueli deputowanym do parlamentu z mandatu partii Primero Justicia.
Rządzi Barutą do 2008 roku. Chavez próbuje go wyeliminować, fundując mu groteskowy proces o... zamach na ambasadę kubańską w Carcas, poprzez odcięcie w niej prądu i uwięzienie ambasadora.
Prokuratorzy chavezistowscy portretują Radonskiego jako syjonistę, faszystę i polskiego agenta watykańskiego w jednym. W taki właśnie sposób łączą fakt żydowskiego pochodzenia po matce, katolicyzmu po ojcu oraz podziwu dla polskiego papieża Jana Pawła II oraz Lecha Wałęsy. Zostaje uwięziony na 120 dni.
Po dwuletniej rozprawie, Radonski zostaje ostatecznie uniewinniony z wszelkich zarzutów. W 2008 roku zostanie wybrany na gubernatora największej pod względem ludności wenezuelskiej prowincji Miranda. Pokonuje Diosdado Cabello, zastępcę Chaveza, otrzymując 65 procent głosów.
W 2011 roku postanowił wysadzić z siodła samego Hugo Chaveza. 12 lutego ub. roku znokautował rywali w prawyborach. 7 października nie dał rady despocie. Reżim zrobił wszystko, aby zdyskredytować go w oczach Wenezuelczyków.
Co się stanie teraz jest więcej niż interesujące. Jeden z liderów partii Radonskiego Primero Justicia (Najpierw Sprawiedliwość) poza granicami Wenezueli, prof. Gonzalo Aguerrevere, wykładowca matematyki w Miami mówi nam:
– Zgodnie z Konstytucją Wenezueli, przewodniczący Zgromadzenia Narodowego Diosdao Cabello obejmuje stanowisko tymczasowego prezydenta i ogłasza wybory nie później niż w ciągu 30 dni. Rzecz jednak w tym, że trudno powiedzieć, co się naprawdę stanie. Na pewno chaveziści będą robić wszystko, aby władzy nie oddawać, a wolne, demokratyczne wybory odwlekać. Wielką nadzieją jest natomiast młodzież, przede wszystkim studenci, którzy już są na ulicach i głośno domagają się przestrzegania Konstytucji.
Rozmówca dodaje, że bardzo będzie się teraz liczyć poparcie świata dla demokratycznych rozwiązań i uchronienia Wenezueli przed wszelkimi machinacjami i scenariuszami dyktatorskimi. Np. puczem wojskowym.
– Liczymy na poparcie takich światowych autorytetów, jak m.in. Lech Wałęsa i bardzo dziękujemy za słowa, jakie wypowiedział w polskiej telewizji – dodaje Gonzalo Aguerrevere.