W Schronisku dla Zwierząt w Słupsku wygłodniałe psy wzajemnie się rozszarpują - alarmuje szefowa słupskiego oddziału Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami. Zdjęcia przyniosła do redakcji Głosu Pomorza.
Zdjęcia, jakie dotarły do redakcji Głosu Pomorza są przerażające. Wygłodniałe psy w boksach wzajemnie się rozszarpują.
- Dostałem je od zaufanej osoby. Według niej podobnych przypadków w słupskim schronisku było więcej. Na razie nie chce się ona ujawnić, ale jeśli będzie trzeba, to złoży zeznanie - mówi Barbara Aziukiewicz, szefowa słupskiego oddziału TOnZ.
Ranne czworonogi trafiają do kliniki weterynaryjnej Andrzeja Baczyńskiego przy ul. Armii Krajowej w Słupsku.
- Rzeczywiście. Leczyłem wiele pogryzionych psów ze schroniska. Tak było za poprzedniego kierownictwa i tak jest za obecnego. Teraz jest nawet gorzej. Ratuję kilkadziesiąt psów rocznie - podkreśla Baczyński.
Jest świadek, który widział jak jeden z pracowników przytuliska brutalnie bił i polewał psa zimną wodą.
- Myślał, że nikt go nie widzi - opowiada Małgorzata Płoskonka ze Słupska,
długoletnia sponsorka schroniska, która co miesiąc przekazywała na bezdomne zwierzęta spore pieniądze.
Niedawno zaczęła podejrzewać, ze mogą one trafiać do kieszeni zatrudnionego w ośrodku małżeństwa.
Pracę w schronisku stracą wszyscy pracownicy, ale dyrektor zostanie.
- Dowiedziałam się, że w ciągu pół roku kierownik ma wymienić wszystkich pracowników, ale on zostanie. Wyraźnie ktoś go chroni - ocenia. Swoje zarzuty 17 kwietnia zamierza jeszcze przedstawić Komisji Rewizyjnej Rady Miejskiej w Słupsku.
- Wiem, że psy przeskakują z boksu do boksu i gryzą się - mówi prezydent Słupska. Jednak według niego nie ponosi za to winy Jerzy Szyszko, kierownik przytuliska. - Sporo zrobił dla schroniska. Trwa na niego nagonka - przekonuje.
Przyznaje, że w wyniku skarg zwolnił pracownika, a drugiemu dał naganę.
Czytaj więcej: Głos Pomorza - Horror w słupskim schronisku dla zwierząt. Psy zagryzają się z głodu