Rozkochiwał kobiety, potem naciągał je na kredyty, niektóre okradał. Ofiar Adama B. – oszusta matrymonialnego z Gliwic jest, co najmniej kilkadziesiąt.
Adam B. wychował się na jednym z gliwickich blokowisk. Ma wykształcenie podstawowe, z zawodu jest spawaczem. Jak to możliwe, że uwiódł dziesiątki, a może setki kobiet?
Pani Urszula była zapracowana, nie miała czasu na wyjścia do klubów. Bratniej duszy zaczęła szukać na portalu randkowym.
- Wydawało mi się, że to świetny sposób na poznanie kogoś, z kim można spędzać czas. A on był inny od mężczyzn na tym portalu. Umówiliśmy się na spotkanie i zakochałam się w nim od pierwszego wejrzenia. Fajnie spędzaliśmy czas. Śmialiśmy się, śpiewaliśmy, tańczyliśmy. Pomagał mi w wielu obowiązkach domowych, gotował, sprzątał, rozwieszał ze mną pranie. To było aż nierealne.
W końcu kobieta wyszła za mąż za Adama B. Jednak małżeństwo trwało tylko rok. Zakończył je przypadkowy incydent.
- [Mąż – red.] zabrał tablet mojego syna, zażądałam zwrotu. Kiedy przyjechałam z pracy syn oświadczył mi, że załatwił mi rozwód. Wówczas tego nie rozumiałam. Ale pokazał mi w tym tablecie rozmowy [Adama B. - red.] na bardzo różnych portalach. Zaczepiał kobiety dużo starsze od siebie, z którymi współżył za pieniądze – wskazuje pani Urszula.
To był dla niej cios. - Bardzo mocno go kochałam. Najgorsza była świadomość, że zakochałam się w człowieku, który mnie perfidnie oszukał. Że pozwoliłam mieszkać w moim domu komuś, kto mnie okradł.
Po rozstaniu z mężem z domu pani Urszuli zniknęły kosztowności.
Wcześniej Adam B. twierdził, że handluje używanymi ubraniami. Namówił żonę na kupno busa. Dostał na niego 30 tys. zł. Po rozwodzie pani Urszula pojechała sprzedać auto. W komisie okazało się, że kosztował 1 tys. zł.
W sumie kobieta wyliczyła straty na około 50 tysięcy złotych. Po wielu miesiącach sąd odczytał Adamowi B. akt oskarżenia, ale sprawa jeszcze się nie zakończyła.
Tymczasem mężczyzna poderwał kolejną kobietę. - Przyjechał dużym, terenowym autem. Zobaczyłam wysokiego, umięśnionego mężczyznę. Był opalony i fajnie ubrany, w moim typie. Zaczęliśmy chodzić na spacery, znajomi zaczepiali nas i mówili, że tworzymy bardzo fajną parę. On nie wstydził się okazywać swoich uczuć. Potrafił klękać na ulicy, całować w rękę. Tak traktowana kobieta czuje się jak królowa – mówi pani Estera.
Para zamieszkała razem. Adam B. codziennie, wieczorami pił drinki. - Celowo mu je robiłam, bo wiedziałam, że jak sobie wypije to rozwiązuje mu się język. Wtedy mogłam o wszystko pytać. Pokazywał mi zdjęcia swoich byłych. Opowiadał o swojej byłej żonie Urszuli. Napisałam do niej przez Facebooka. Powiedziała, że jest to oszust matrymonialny. Dowiedziałam się, że w czasie, kiedy do mnie przyjeżdżał od 10 miesięcy był w związku z inną kobietą. Spakowałam go, wystawiłam rzeczy na korytarz.
Obie kobiety wkrótce spotkały się i utworzyły na Facebooku grupę poszkodowanych przez Adama B. z Gliwic.
- Na początku miała to być grupa wsparcia. Potem zaczęły masowo docierać inne kobiety, aż nie wierzyłyśmy w skalę. W tej chwili jest to kilkadziesiąt kobiet – mówi pani Estera.
Oszukane pochodzą z różnych stron kraju. Adam B. działał m.in. na Pomorzu, Mazowszu, Dolnym Śląsku i w Wielkopolsce.
Internetowa aktywność pokrzywdzonych kobiet sprawiła, że na ich grupę natknęła się dziennikarka Onetu.
- Od razu wiedziałam, że mam do czynienia z silnymi kobietami. Wiedziałam, że to nie są pierwsze naiwne. W którymś momencie zadałam im pytanie: „Jesteście silnymi babkami, wyglądacie na charakterne i mocne, jak to się stało, że dałyście się wmanewrować w takie historie przez faceta, u którego na oko widać, że kłamie? One powiedziały, że ja też bym się nabrała. One słyszały od Adama B. to, co chciały usłyszeć. On mówił, że są piękne, mądre, zaradne, świetnie gotują – mówi Edyta Brzozowska, dziennikarka Onetu.
Ofiarą Adama B. padła też samotna matka spod Łodzi. Rozkochał ją w sobie i zdobył jej zaufanie. Potem namówił kobietę na kupno telefonów komórkowych, a gdy ją opuszczał ukradł drogi zegarek. Sąd skazał go na rok więzienia, ale zamiast do zakładu karnego, Adam B. pojechał do kolejnej ofiary.
- Przyjechał pociągiem z Gliwic. Odebrałam go z dworca. Spędziliśmy trzy dni. Cały czas był blisko, cały czas był dotyk. Wyglądało, że mu na tym wszystkim zależy. Byliśmy na zakupach, sprzedał swój telefon na mnie, na moje dane, bo nie miał dowodu osobistego. Powiedział, że okradli go w pociągu. Wieczorem przewieszałam jego rzeczy i wypadł mi jego dowód osobisty. Zaczęłam szukać w internecie informacji na temat tego człowieka. Wpisałam do wyszukiwarki Adam z Gliwic. Od razu wyskoczyły mi nagrania z Onetu. Zaczęłam przeglądać i wiedziałam, że to jest on. Przeraziłam się i wezwałam policji – opowiada pani Anna.
Podczas trzech dni spędzonych z Adamem B. pani Anna przez przypadek dowiedziała się, że w Warszawie mieszka kobieta, z którą mężczyznę łączą bliskie relacje. Podejrzewała, że może to być jego kolejna ofiara. O wszystkim opowiedziała byłej żonie Adama.
- Było kilka kobiet, które ostrzegałam. Mówiłam im prawdę. One głównie nie wierzyły, większość z nich uważała, że wymyślam te historie – mówi pani Urszula.
Kobieta przestrzegała m.in. młodą partnerkę Adama B. z jednego z miast na Śląsku. - Była zakochana w nim po uszy. Napisała, żebym się odczepiła od nich, bo oni się kochają, że on się zmienił. Zadzwoniła do mnie po 10 miesiącach, płacząc. Okazało się, że wynajmowali razem mieszkanie. Dziewczyna zrobiła remont, kupiła sprzęt i meble. Po jakimś czasie Adam stwierdził, że kupił dom, pokazywał jej go z zewnątrz. Poprosił dziewczynę, żeby się na kilka dni wyprowadziła do mamy, a on wszystko przewiezie. Po czym dziewczyna dowiedziała się, że cały jej majątek został sprzedany, a to, czego nie dało się sprzedać, Adam kazał wyrzucić. Oprócz tego na jej dowód brał w parabankach kredyty.
Mężczyzna odsiaduje rok więzienia. Niewykluczone, że w zakładzie karnym spędzi więcej czasu – kilka dni temu zapadł kolejny wyrok w jego sprawie – tym razem za skrzywdzenie kobiety ze Śląska dostał 18 miesięcy więzienia i nakaz zapłaty 50 tysięcy zadośćuczynienia.