Agata pochodzi z Lublina. Dariusz – z Poznania. Jeszcze do niedawna ich życie koncentrowało się na Warszawie. Siedem lat temu kupili starą pocztę na Podlasiu i tam założyli teatr.
Teatr jest w ludziach
Agata Rychcik-Skibińska skończyła pedagogikę kulturalno-oświatową na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Jeszcze w Lublinie organizowała festiwal teatralny. Potem, przez wiele lat pracowała w agencji reklamowej w Warszawie. Zrezygnowała. Została impresariem w teatrze swego męża – Dariusza Skibińskiego.
Darek Skibiński od zawsze był aktorem. Sam o sobie mówi, że jest po państwowej teatralnej zawodówce. Tak naprawdę skończył aktorskie studia. Pracował w różnych miejscach. Teraz razem z Agatą mają swój prywatny teatr A3. Oficjalna siedziba teatru jest w Policznej, na Podlasiu. Ale wystawiają w całej Polsce i za granicą. – Teatr nie jest budynkiem. Sam teatr jest w ludziach – mówią.
Inaczej płynie życie
– Znam Podlasie, bo studiowali ze mną ludzie z Hajnówki – mówi Agata Rychcik-Skibińska. – Przyjeżdżałam tu na wakacje. Nic jej nie dziwiło, nic nie zaskakiwało: ani wschodnia mentalność, ani zwyczaje. Inaczej było z Darkiem, gdy 10 lat temu przywiozła go tu po raz pierwszy. – Chciałam go pokazać moim przyjaciółkom – śmieje się Agata.
Przyjaciółkom Darek się spodobał. A Darka – urzekło Podlasie. – Bardzo długo funkcjonowałem na zachodzie Polski: Poznań, Wrocław, potem Jelenia Góra, Michałowice – wymienia Darek. – Tam wszyscy są przyjezdni, nikt nie ma swoich korzeni, więc i tradycje się zatarły. A nowe, które powstają, w zasadzie są dosyć niejasne, ludzie wobec siebie jacyś dziwni. Mi to nie pasuje – poprawia się.
Więc, gdy w wieku 30 lat pierwszy raz trafił na Podlasie, zauroczyło go tu niemal wszystko: że życie toczy się inaczej, że ludzie inaczej ze sobą rozmawiają, że mają czas być ze sobą. I nawet jeżeli czasem patrzą na siebie trochę wilkiem, to tak fenomenalnie trzymają się w szachu, że nikogo z zewnątrz tym nie absorbują.
Dawna poczta
Na Podlasie przyjeżdżali już razem: na wakacje, zatrzymując się u znajomych, wynajmując domek. Potem okazało się, że można kupić dom, wystawiony został akurat na sprzedaż budynek po poczcie. – Wzięliśmy udział w przetargu, kupiliśmy. A ponieważ jesteśmy teatrem, stowarzyszeniem, postanowiliśmy tu przenieść się prywatnie i zawodowo. I teraz żyjemy między Warszawą a Policzną – śmieje się Agata. I zapewnia, że w końcu całkowicie przeniosą się na wieś. Ich dom był kiedyś szkołą, potem ośrodkiem zdrowia, urzędem, a na końcu pocztą. Miejscowi są przyzwyczajeni, że tam się przychodzi, siada i rozmawia.
Darek wie, że miejscowi oglądają ich trochę jak małpy w klatkach. Ale gdy kiedyś po próbie dziewczyny zaczęły śpiewać pieśni ze wschodu, to starsze kobiety przyszły i zapytały, czy mogą usiąść i posłuchać.
Agata zorganizowała już w Policznej Festiwal Przetworów. Darek prowadzi warsztaty teatralne. I przywozi tu swoich aktorów na próby. Bo na Podlasiu lepiej się pracuje. Można zrobić tyle, co w Warszawie przez miesiąc. Taki jest tu poziom energii. – A jak wieczorem po próbach aktorzy napiją się ducha puszczy, to później mają wspólnego kaca. Razem mieszkają, razem śpią, razem kombinują. A ja mam na próbach ludzi, którzy są skoncentrowani na tym, że są teraz, w tym miejscu i dotyczą ich te same problemy – nie ma wątpliwości Darek.