Mieszkaniec Pakości wskazał urzędnikom nielegalne składowisko beczek. Postawa obywatelska dla lokalnych władz okazała się nie lada problemem.
Na pojemniki zalegające w rowie pan Tadeusz natknął się podczas spaceru. Zrobił zdjęcia i przekazał je instytucjom odpowiedzialnym za ochronę środowiska. Miał nadzieję, że zostaną natychmiast uprzątnięte. Nie spodziewał się, że sprawi to lokalnym władzom tyle kłopotu.
- Jeden z urzędników z Bydgoszczy mówił, żebym przekonał ich, że podczas opadów deszczu to [co wycieka z beczek – red.] wchodzi w ziemię. Pytali, czy mam badania. Powiedziałem, że nie, bo musiałbym za to zapłacić – mówi Tadeusz Frąszczak, mieszkaniec gminy Pakość.
Informacja o nielegalnym składowisku zaczęła krążyć od urzędu do urzędu. - O odpadach usytuowanych na terenie naszej gminy dowiedzieliśmy się 30 marca. Ustaliliśmy, czyj to teren. Okazało się, że skarbu państwa, którym zarządza starosta inowrocławski. W tym samym dniu wysłaliśmy pismo do starostwa powiatowego w Inowrocławiu, z informacją, że znajdują się tam odpady. Być może odpady niebezpieczne i należy podjąć działania w celu usunięcia – mówi Szymon Łepski, wiceburmistrz gminy Pakość.
Starosta inowrocławski skierował na składowisko odpadów strażaków – mieli ocenić skalę zagrożenia i zabezpieczyć środowisko przed ewentualnym skażeniem.
Strażacy o sprawie dowiedzieli się 3 kwietnia. - Pierwszy zastęp, który przyjechał na miejsce sugerował, że mogą to być odpady lakiernicze. W tamtych warunkach atmosferycznych stwierdziliśmy, że nad tymi substancjami nie unoszą się żadne lotne związki organiczne. Strażacy zabezpieczyli substancje, które wydostały się z pojemników. Zapakowaliśmy je z powrotem do pojemników. Przekazaliśmy sprawę właściwym organom, aby zostało to usunięte – mówi Artur Kiestrzyn, rzecznik prasowy Państwowej Straży Pożarnej w Inowrocławiu.
Strażackie urządzenia pomiarowe nie wykazały zagrożenia substancjami chemicznymi, które nakazywałaby kwarantannę w okolicy. W tej sytuacji znalezisko wzięli pod lupę śledczy z pobliskiego komisariatu policji.
- Dokonaliśmy oględzin, zrobiliśmy dokumentację fotograficzną i pobraliśmy potrzebne do postępowania próbki. W tej chwili rzeczy, które są tam składowane nie są nam do niczego potrzebne. A naszym zadaniem jest ustalenie osoby, która nielegalnie porzuciła beczki - mówi podinsp. Monika Chlebicz, rzecznik prasowy Komendy Wojewódzkiej Policji w Bydgoszczy.
- Na beczkach znajduje się wiele różnych nazw firm, do których musimy wysłać korespondencję, żeby ustalić, co firmy mają do powiedzenia ws. tych beczek. Jeśli beczki zostały przekazane innej firmie to korespondencja jest wysyłana do tej innej firmy. W tym momencie nie ustalono osób, które te beczki porzuciły - przyznaje podinsp. Chlebicz.
Dlaczego uprzątnięcie beczek ze szkodliwymi substancjami zabiera tyle czasu?
- 50 dni brzmi strasznie. Trudno mówić o dużej zwłoce, bo tak wyglądają procedury. Spotykaliśmy się z wicestarostą. Zapewnił, że w ciągu miesiąca odpady zostaną usunięte. Powiedział to mniej więcej miesiąc temu – mówi wiceburmistrz Szymon Łepski.
Byliśmy przekonani, że znający od kilku tygodni sprawę starosta, ma gotowy plan działania. Dlaczego jednak zwlekał z usunięciem odpadów?
- Jest prowadzone dochodzenie. Jeżeli będzie decyzja policji o zakończeniu postępowania to natychmiast przystąpimy do działania – twierdzi Włodzimierz Figas, wicestarosta inowrocławski. I dodaje. - Każdemu się wydaje, że działania powinny być natychmiast. Są pewne rzeczy, które nie są zależne od nas i nie zawsze można to w sposób błyskawiczny zrealizować.
Z wersją wicestarosty dotyczącą zależności między sprzątnięciem terenu, a dochodzeniem nie zgadza się sama policja.
- Zakończyliśmy czynności procesowe na miejscu zdarzenia. Takie informacje przekazano również właścicielowi terenu. Pisemnie. Starosta wie o tym przynajmniej od 9 kwietnia. Ale tak naprawdę wie o tym od 30 marca, ponieważ już wówczas deklaracja o tym, że teren zostanie sprzątnięty, ustnie zostały przekazane – przekonuje podinsp. Monika Chlebicz.
- Takiej informacji nie posiadam, nie otrzymaliśmy takiego pisma z policji – upiera się wicestarosta inowrocławski.
Urzędnika ciężko było przekonać nawet, kiedy reporter Uwagi! zadzwonił w obecności wicestarosty do rzecznik policji.
Kilka dni po naszej wizycie starostwo dostało kolejne dwa pisma, w których policja kolejny raz sugerowała sprzątnięcie chemikaliów. W tej sytuacji starosta pozostał bez wyjścia – musiał znaleźć firmę utylizującą odpady.
- Może rzeczywiście długo to trwało, ale najważniejsze, że się skończyło pozytywnie dla całej sprawy. Jest to problem ogólnopolski. Firmy mogą przechować odpady trzy lata i w tym roku upływa termin ich utylizacji – stwierdza wicestarosta.