Dwóch trenerów i dwóch piłkarzy ze Stali Kraśnik fikcyjnie pracowało w Kraśnickim Przedsiębiorstwie Energetyki Cieplnej. Spółka straciła na tym 63 tys. zł. Były prezes firmy stanie za to przed sądem. Jest już termin pierwszej rozprawy.
Na trop afery w KPEC wpadła dwa lata temu Najwyższa Izba Kontroli. Jak pisaliśmy, kontrolerzy ustalili, że piłkarze i trenerzy z Fabrycznego Klubu Sportowego Stal Kraśnik brali pieniądze, ale nie wykonywali pracy. Prokurator potwierdził: firma należąca wówczas do miasta była dojną krową.
Piotr L., były prezes KPEC, zatrudnił w spółce na kilka miesięcy między rokiem 2005 a 2007 na pełnym wymiarze godzin piłkarzy Ernesta Ch. i Pawła B. oraz trenerów Jerzego R. i Henryka K.
Pierwszy pracował przez połowę przewidzianego w umowie czasu, a pozostali w ogóle nie pracowali. Postępowali tak za zgodą prezesa – ustalił prokurator. W firmie pojawiali się raz, trzy razy w miesiącu, żeby podpisać listę obecności. Co więcej, Piotr L. polecił podwładnym, żeby nakłamali w dokumentach, że sportowcy pracowali po 8 godzin dziennie. Na "pracy” sportowców firma straciła 63 tys. zł.
– Zakład miał złe wyniki finansowe, a zatrudnienie się zwiększało i pogłębiało straty. Zatrudniani zawodnicy Stali brali pieniądze, ale do pracy nie przychodzili – komentował nam dwa lata temu Krzysztof Skóra z NSZZ "Solidarność” w KPEC. Dodawał, że interweniował w tej sprawie w dyrekcji.
Oskarżony był wówczas skarbnikiem Stali. Klubowi prezesował Wojciech Wilk, bliski współpracownik Piotra Czubińskiego, burmistrza Kraśnika, a teraz poseł Platformy Obywatelskiej. Zapewnia, że nic nie wiedział o fikcyjnym zatrudnieniu piłkarzy i trenerów.
Piotr L. odpowie również za inne działania na szkodę KPEC. Według prokuratury umyślnie zaniechał egzekwowania od dostawcy miału węglowego z Chełmca kar umownych za opóźnienia w dostawie towaru. Nie reagował również na informacje, że miał jest podłej jakości. Nie interweniował kiedy kierownik kotłowni wszczął alarm, że palenie wadliwym miałem zagraża zdrowiu pracowników. Śledczy wyliczyli, że były prezes naraził firmę na stratę w sumie ok. 200 tys. zł.
Piotr L. nie przyznał się do winy i odmówił złożenia wyjaśnień.