Nie chcę nikogo osądzać, bo nie wiem, co się dokładnie stało. Chcę tylko wiedzieć, dlaczego moja Halina umarła? Miała tylko 25 lat – Tomasz Lewandowski z Huty Józefów nie może pogodzić się z nagłą śmiercią żony w kraśnickim szpitalu. Kobieta osierociła dwójkę dzieci, w tym dwumiesięczne.
– 25 marca tego roku wzięliśmy ślub – wspomina ze łzami w oczach pan Tomasz. – Nawet nie zdążyliśmy się pożegnać…
Halinie i Tomaszowi Lewandowskim dwa miesiące temu urodził się synek. – W domu jest jeszcze drugie, 2,5-letnie dziecko żony z pierwszego małżeństwa – mówi Lewandowski. – Halina na nic nie chorowała. Ciąża przebiegała prawidłowo. Nasz syn urodził się przez cesarskie cięcie 22 czerwca. Jest zdrowy. Żona została wypisana ze szpitala w Kraśniku Fabrycznym po 4 dniach od porodu. Po powrocie do domu była na kontroli u ginekologa w Ośrodku Zdrowia w Polichnie i wszystko było dobrze.
10 sierpnia pani Halina poczuła się źle. – Zadzwoniła do mnie, że boli ją brzuch. Wieczorem pojechaliśmy na SOR w Kraśniku. Zabraliśmy ze sobą dziecko, bo żona karmiła piersią – opowiada małżonek. – Stamtąd odesłali nas do szpitala w Kraśniku Fabrycznym. Pojechaliśmy własnym samochodem. Tam lekarz stwierdził jednak, że on nic nie poradzi i z Kraśnika Fabrycznego wróciliśmy na SOR do Kraśnika „starego”. Tam żona dostała dwie kroplówki. Około godz. 1 w nocy powiedziano nam, że albo żona zostaje w szpitalu, albo wraca do domu, aby nakarmić dziecko i następnego dnia, na godz. 8.30, wraca na badanie USG.
Małżeństwo wybrało drugą opcję. – Przywiozłem żonę rano do szpitala – kontynuuje pan Tomasz. – Lekarze zrobili jej USG. Okazało się, że w moczowodzie jest siedmiomilimetrowy kamień. Usłyszeliśmy, że trzeba podać żonie silniejsze leki, po których nie będzie mogła karmić syna.
Pan Tomasz wrócił do domu. Małżonkowie kontaktowali się ze sobą telefonicznie. – Żona mówiła, że czuje się dobrze – mówi mąż pani Haliny.
Tak było do czasu. – O godz. 14.14 dostałem ostatniego SMS-a od żony: „Ale się czujesz”. Zapewne nie była w stanie napisać prawidłowo. Próbowałem się z nią skontaktować, dzwoniłem, pisałem SMS-y, ale bez odzewu – mówi pan Tomasz.
Wtedy zadzwonił telefon ze szpitala. – Usłyszałem, że mam przyjechać jak najszybciej – mówi pan Tomasz. – Kiedy dotarłem na miejsce, usłyszałem, że żona nie żyje. Że w południe dostała jakiejś zapaści, że dwie godziny ją reanimowali. Tylko dlaczego nikt wcześniej mnie o tym nie poinformował?
To było w piątek, 11 sierpnia. – Kobieta zmarła na oddziale ratunkowym – potwierdza Marek Kos, dyrektor SPZOZ w Kraśniku, który przyznaje, że jest bardzo poruszony tą tragedią.
Dyrektor nie chce jednak informować, jakie było rozpoznanie u 25-latki, na co chorowała. Uważa, że lekarze zajmowali się pacjentką bardzo dobrze. – Nie widzę żadnego błędu w postępowaniu lekarzy i spokojnie czekam na informacje z prokuratury – podkreśla dyr. Kos.
– Prowadziliśmy wstępne czynności – mówi Małgorzata Dziedzic, p.o. prokurator rejonowy w Kraśniku. – Sprawę przejęła Prokuratura Regionalna w Lublinie, która zajmuje się sprawami związanymi z błędami w sztuce lekarskiej. Oni już uczestniczyli w sekcji zwłok kobiety.
Sekcja zwłok została przeprowadzona w minioną środę. Wyniki będą za dwa tygodnie. Wtedy też można spodziewać się oficjalnego stanowiska prokuratury.
– W akcie zgonu jako przyczynę śmierci żony podano ostrą niewydolność krążeniowo-oddechową – dodaje pan Tomasz. – Nie chcę nikogo osądzać, bo nie wiem, co się dokładnie stało. Chcę tylko wiedzieć, dlaczego moja żona umarła – podkreśla.
W miniony piątek odbył się pogrzeb 25-latki.