Zdewastowane łazienki, prysznice i toalety. Jedna kuchnia na jedenaście rodzin. Wybite szyby i instalacja elektryczna w fatalnym stanie
to standard lokali socjalnych w których miasto zakwaterowało lokatorów spalonego baraku przy ulicy Chopina.
- Barak był stary, pamiętał jeszcze ułanów, ale mieliśmy w nim o wiele lepsze warunki niż tu. Nawet dzieci wykąpać nie mogę, bo ciepłej wody nie ma. Jak można było nam dać takie mieszkania - mówi Joanna Bojko-Bańkowska.
Na paterze internatu znajduje się jedno pomieszczenie gospodarcze, jedno z prysznicami i jedno z toaletami. Mimo to, część z lokatorów już mieszka. Dostali z opieki społecznej łóżka polowe, niebawem mają dostać również meble. Pozostali koczują u znajomych i rodziny, i jednocześnie remontują przydzielone pokoje. Materiały budowlane kupują za swoje pieniądze, na wszelki wypadek zbierają rachunki. Liczą, że opieka społeczna zwróci im poniesione na remont koszty.
- Urzędnicy mówili, że tu był remont, a przecież śladu nie widać. Nawet zamków w drzwiach nie powymieniali. Nie można w takich warunkach mieszkać. Rodzina śpi u znajomych, a ja zabrałem się za remont - mówi Mieczysław Nowakowski, który dostał trzy pokoje.
Władze miasta zapewniają jednak, że zrobiły wszystko, co było możliwe.
- Od pożaru do przeprowadzki minął tydzień. Nie da się w takim czasie ogłosić i rozstrzygnąć przetargu, a potem zrobić generalnego remontu mieszkań dla dziesięciu rodzin. Potrzeba czasu i pieniędzy, a taki wydatek musi być zapisany w budżecie. Proszę pamiętać, że to są lokale socjalne, z definicji o obniżonym standardzie, który jest adekwatny do sytuacji materialnej poszczególnych rodzin. Jeśli ktoś chce mieć ściany całe pomalowane na biało, bez lamperii, to ja to rozumiem, ale trudno, żebyśmy spełniali tego typu życzenia - wyjaśnia Daniel Niedziałek, rzecznik Urzędu Miasta w Kraśniku.
- W baraku miałam kuchnię, dwa pokoje, łazienkę z pralką, a tu? Jak urzędnicy wyobrażają sobie gotowanie we wspólnej kuchni? Jednej kuchni dla jedenastu rodzin, gdzie stoją dwie kuchenki elektryczne - oburza się Urszula Korniak.
- Mimo że zajmujemy lokale socjalne, to chcemy, żeby nas traktować jak ludzi, a nie jak zwierzęta. Nie wszyscy są tu elementem spod ciemnej gwiazdy - dodaje jedna z mieszkanek.
- Warunki w internacie są i tak o wiele lepsze niż w budynku przy ul. Chopina. Wszystkie usterki są na bieżąco usuwane. Kiedy zapadnie decyzja dotycząca spraw własnościowych związanych z budynkiem, który na razie starosta miastu jedynie użyczył, będziemy mogli zaplanować większy remont