Od grudnia Allegro ma zabronić sprzedaży nasion i roślin uznwanych za gatynki inwazyjne. Jedną z nich jest nawłoć, masowo zarastająca m.in. nieużytki. Ale wielu Polaków, na podstawie niesprawdzonych informacji, kupuje miód nawłociowy. Dlaczego w ten sposób szkodzimy przyrodzie, rolnictwu i na końcu samym sobie?
– Niektóre sklepy – w Polsce i zagranicą – reklamują, że miód nawłociowy pomaga w chorobach nerek, płuc, jamy ustnej. Przeszukaliśmy literaturę naukową i nie znaleźliśmy informacji o badaniach, które by to potwierdzały. Nie były prowadzone testy na ludziach, które by o takich prozdrowotnych właściwościach miodu nawłociowego świadczyły – mówi dr Magdalena Lenda z Instytutu Ochrony Przyrody PAN i z australijskiego Uniwersytetu w Queensland.
Niesprawdzone informacje
– Dotąd nie udowodniono więc, że miód nawłociowy leczy jakiekolwiek choroby – zwraca uwagę badaczka. I dodaje, że pszczelarze, sklepy internetowe, czy nawet niektóre portale medyczne – powielając te niesprawdzone informacje – zwiększają popyt na miód nawłociowy. To zaś ma pośrednio przełożenie na stan środowiska. Nawłoć bowiem, z której powstaje miód, to w Europie roślina silnie inwazyjna, a jej wpływ na bioróżnorodność jest zdecydowanie niekorzystny.
Pszczelarze powinni wiedzieć, że nawłoć nie jest pożądaną przez nich rośliną. A konsumenci – że kupno miodu nawłociowego jest niekorzystne dla środowiska – zastrzega dr Lenda.
Badania międzynarodowego zespołu na ten temat prowadzone przez Magdalenę Lendę ukazały się w czasopiśmie Ecology Letters. Nikt wcześniej nie pokazał, że preferencje odnośnie diet, marketing dotyczący tzw. superfood i żywności pseudoleczniczej, może niekorzystnie wpływać na ekologię – podsumowuje.
Miód zebrany, nawłoć zapylona
Analiza trendów w serwisie Allegro pokazała, że w ostatnich latach wzrosły zarówno sprzedaż, podaż, jak i cena miodu nawłociowego. Dezinformacja dotycząca właściwości tego miodu zwiększa zainteresowanie produktem, rosną jego ceny, a przez to może być tak, że więcej pszczelarzy chce mieć ten produkt w swojej ofercie. Wtedy zaczynają oni wozić swoje ule w miejsce kwitnienia nawłoci, a przez to pomagają zapylać te rośliny – mówi badaczka przypominając, że pszczoła miodna jest głównym zapylaczem nawłoci.
Zabroniona uprawa nawłoci
Badaczka opowiada, że zdarzają się wręcz sytuację, że pszczelarze... sadzą nawłoć. Tymczasem zarówno sprzedaż, jak i sadzenie nawłoci zarówno w Polsce, jak i w Unii Europejskiej od 2012 r. są nielegalne.
W ramach badań naukowcy przeprowadzili niewielkie śledztwo. Na dostępnych w Polsce portalach aukcyjnych znaleźli setki ofert sprzedaży nasion i sadzonek nawłoci, reklamowanej jako roślina miododajna. I – jak podsumowuje badaczka – są setki kupców, którzy te produkty nabywają. A skoro je kupują, to można się domyślać, że nie w celach kolekcjonerskich, tylko aby uprawiać te rośliny – mówi. Biolog zaznacza, że Allegro dopiero od grudnia wprowadza do regulaminu zakaz sprzedaży roślin inwazyjnych.
Dodaje, że również na forach pszczelarskich użytkownicy wymieniają się informacjami, jak hodować tę roślinę.
– Nie sądzę, że pszczelarze robią to w złej wierze. Wydaje mi się tylko, że płynące od przyrodników informacje dotyczące szkodliwości roślin inwazyjnych zbyt słabo docierają do społeczeństwa – komentuje dr Lenda.
Inwazja żółtego najeźdźcy
I tłumaczy, dlaczego inwazja nawłoci jest szkodliwa zarówno dla dzikich roślin i zwierząt, rolników, ale również i dla samych pszczół, które zapylają nawłoć.
Kwitnąca na żółto późnym latem nawłoć (potocznie nazywana niekiedy mimozą) może wydawać się piękna (to właśnie o niej Julian Tuwim pisał: mimozami jesień się zaczyna). Dlatego też sprowadzono ją jako roślinę ozdobną z Ameryki Północnej. Szybko jednak okazało się, że nawłoć błyskawicznie opanowuje nowe tereny, np. nieużytki czy opuszczone pola. Nasze badania pokazały, że na nieużytku z zagęszczenia wynoszącego 1-5 proc. nawłoć może osiągać w ciągu 2-5 lat zagęszczenie wynoszące 90 proc.! Po takiej inwazji bioróżnorodność roślin rodzimych na tym terenie spada do zaledwie 10 proc. W praktyce znaczy to, że kwitnie tam bardzo niewiele innych roślin – mówi dr Lenda. I dodaje: Nawłoć to tzw. roślina allelopatyczna – można powiedzieć, że stosuje broń chemiczną, aby wyeliminować ze swojego terenu inne rośliny.
Jeśli na danym terenie tak drastycznie spada dostępność innych roślin – to spada też liczba gatunków zwierząt, które dany teren zamieszkują. Na takim terenie jest o 75 proc. mniej rodzimych zapylaczy – m.in. dzikich pszczół czy bzygów. Spada też liczba mrówek czy ptaków, korzystających z danego obszaru – podsumowuje przyrodniczka.
Wraz ze spadkiem liczby gatunków zaczyna brakować usług ekosystemowych, jakie wcześniej były świadczone przez te gatunki w danej okolicy. Nie ma więc komu zapylać kwiatów, pozbywać się szkodników, usuwać martwych zwierząt. Wtedy rolnicy na terenach wokół obszarów zasiedlonych przez nawłoć mogą uzyskiwać mniej plonów.
Inwazja nawłoci może przekładać się na wymierne straty dla rolników – podsumowuje dr Lenda.
Uboga dieta pszczół karmionych nawłocią
Kolejną sprawą, która powinna zainteresować zwłaszcza producentów miodu – jest wpływ nektaru nawłociowego na same pszczoły. W badaniach laboratoryjnych wyszło nam, że karmienie pszczół nektarem z nawłoci obniża ich przeżywalność w porównaniu z karmieniem ich nektarem wielokwiatowym. Okazało się też, że korzystniej jest nawet karmić pszczoły cukrem – podsumowuje dr Lenda.
Dodaje, że na terenach, gdzie kwitnie nawłoć, dostępność innych kwiatów jest na poziomie 10 proc. i dostępne są one właściwie tylko późnym latem i jesienią. A pokarmu dla pszczół brakuje tam w pozostałych porach roku – np. wiosną i latem, kiedy rozwija się nowe pokolenie owadów. Tak więc dieta pszczół, które pracują w nawłoci, jest bardzo uboga – zwraca uwagę badaczka.
Pszczelarze wożąc swoje ule do nawłoci wyświadczają przysługę roślinie, której obecność jest na dłuższą metę niekorzystna dla pszczół – alarmuje badaczka.
Koniec mody na nawłociowe miody
Jej zdaniem warto uświadamiać społeczeństwu, że pojedyncze wybory konsumenckie mają wpływ na środowisko. Zachęca, by zamiast miodu nawłociowego przerzucić się na miody, których produkcja nie wiąże się z takimi szkodami dla środowiska. Jej zdaniem ograniczenie popytu – poprzez zwiększenie świadomości konsumentów – wywrze lepszy skutek, niż miałyby np. odgórne zakazy. Zdaniem badaczki rezygnacja z miodu nawłociowego nie powinna być dla konsumentów uciążliwa, skoro nie ma żadnych dowodów na to, że lepiej niż inne miody wpływa on na organizm człowieka.
Niesprawdzone informacje rozprzestrzeniane w sieci naprawdę wpływają na życie ludzi i na przyrodę. Trzeba być bardzo ostrożnym i sprawdzać, co się przekazuje dalej. Niesprawdzone informacje na temat diet mogą prowadzić do ginięcia gatunków chronionych, jak i do inwazji roślin obcych – podsumowuje.
Byłabym za tym, żeby pyłek i nektar z nawłoci szedł na straty – ocenia. I sugeruje, by w miejsce nawłoci sadzić łąki kwietne – korzystne dla bioróżnorodności, dobrostanu pszczół miodnych i samego rolnictwa.