W dniu wypadku 24-letni Arkadiusz Lipiec był niemal pewny, że straci dłoń. W dwóch szpitalach lekarze chcieli mu ją amputować. Aż trafił do Łęcznej. Po dwóch tygodniach od zdarzenia już rusza palcami, a w czwartek wychodzi ze szpitala.
Do dramatu doszło 20 lutego w Gorzycach koło Sandomierza. Była środa. Arkadiusz Lipiec jak zwykle rano stawił się w pracy. Gdy przechodził obok wielkiej, remontowanej kadzi, z góry zsunęła się ciężka metalowa rama. Spadła mu wprost na rękę, niemal amputując lewą dłoń.
– Ratownik z karetki jak zobaczył, co się stało, zadzwonił do dyspozytora w Mielcu i 15 minut później z najbliższego stadionu odlatywałem śmigłowcem do Lublina – opowiada pan Arkadiusz. – W moich okolicach oraz w Lublinie lekarze nie chcieli się podjąć operacji, proponowali odcięcie dłoni – zaznacza.
Pacjent trafił do Wschodniego Centrum Leczenia Oparzeń i Chirurgii Rekonstrukcyjnej w Łęcznej, bo właśnie ten szpital podjął się pomocy. O godz. 13.30 Arkadiusz Lipiec był już na bloku operacyjnym. – Ręka była nieukrwiona, bo w wyniku wypadku nastąpiła niemal całkowita amputacja – wyjaśnia Sergiej Antonov, specjalista chirurgii plastycznej, który przyjmował pacjenta i przeprowadzał replantację. – Dłoń wisiała tylko na zmiażdżonych ścięgnach – dodaje doktor Antonov.
>>> "Będziemy mogli podwoić liczbę operacji". Nowoczesna klinika powstała w centrum Lublina
Przez 8 godzin sześciu lekarzy wałczyło o rękę 24-latka. Przy stole pracowali chirurdzy-plastycy i ortopedzi: Sergiej Antonov, Tomasz Korzeniowski, Katarzyna Żuchowska, Agnieszka Wasilewska, Dawid Groth i Jacek Maksymiuk.
Lekarze stanęli przed ogromnym wyzwaniem. Musieli precyzyjnie połączyć żyły, naczynia, nerwy, kości. – Po dwóch tygodniach od replantacji wiemy, że ręka jest żywa, ukrwiona, zauważalny jest niewielki ruch palców – mówił w środę Dziennikowi doktor Antonov.
– Niewiele brakowało, żebym nie miał tej ręki – mówi 24-letni pacjent Wschodniego Centrum Leczenia Oparzeń i Chirurgii Rekonstrukcyjnej. W czwartek opuści szpital. Do tej pory w Łęcznej dokonywano replantacji na mniejszą skalę, najczęściej palców. Tym razem, po raz pierwszy, przeprowadzono przyszycie całej ręki.
Dla Dziennika
prof. dr hab. n. med. Jerzy Strużyna
Pomysł, by stworzyć w woj. lubelskim ośrodek replantacji kończyn, pojawił się kilka lat temu. W życie wprowadził go prof. Jerzy Strużyna, lekarz koordynujący WCLOiChR, konsultant krajowy w dziedzinie chirurgii plastycznej. – Chodziło o to, by pacjenci z urazami ręki trafiali do najbliższych ośrodków chirurgii plastycznej, gdzie są przygotowane zespoły specjalistów i odpowiednio wyposażone oddziały – wyjaśnia prof. Jerzy Strużyna. Wcześniej było tak, że w danym dniu dyżurował tylko jeden ośrodek w kraju, więc bywało, że chory z urazem ręki, np. z Jarosławia, musiał być transportowany pogotowiem lotniczym do Szczecina.
– Replantacja ręki, którą przeprowadził zespół lekarzy z WCLOiChR, jest dowodem na to, że idea tworzenia ośrodków replantacyjnych przy oddziałach chirurgii plastycznej była dobrym pomysłem i zdaje egzamin – dodaje profesor Strużyna.
Tylko w ubiegłym roku do WCLOiChR w Łęcznej trafiło 75 pacjentów z ostrymi urazami rąk, w tym z amputacjami na różnych poziomach, którzy zostali zoperowani w dniu przyjęcia.