Kobieta, która po urodzeniu dziecka wrzuciła je do kosza na śmieci ma odpowiadać za usiłowanie zabójstwa. W najbliższych dniach prokuratura powinna zamknąć śledztwo i wysłać do sądu akt oskarżenia.
– Otrzymaliśmy właśnie opinię psychiatryczną, z której wynika, że brak jest podstaw do zmiany zarzutów wobec podejrzanej. W dalszym ciągu pozostaje ona pod zarzutem usiłowania zabójstwa – wyjaśnia Jarosław Król, szef Prokuratury Rejonowej w Lublinie. – Oczekujemy jeszcze na wyniki badań biologicznych przedmiotu zabezpieczonego na miejscu zdarzenia.
36-letnia Ukrainka urodziła dziecko w lipcu ubiegłego roku na terenie zakładu przetwórstwa owocowo-warzywnego w Milejowie, w którym była zatrudniona. Na popołudniowej zmianie odeszła od taśmy produkcyjnej. Poszła do toalety, gdzie urodziła zdrową dziewczynkę.
Poród mógł się zakończyć tragicznie zarówno dla matki, jak i dziecka, gdyby nie to, że przedłużającą się nieobecnością kobiety zaniepokoiła się jej siostra. Poszła do toalety, gdzie zobaczyła 36-latkę w kałuży krwi. Zawołała inne pracownice.
W plastikowym koszu na śmieci kobiety znalazły dziecko. Na początku były przekonane, że jest martwe, bo nie dawało oznak życia. Pracownice chłodni zaczęły jednak oklepywać dziecko i rozgrzewać jego ciało. Po chwili dziewczynka otworzyła oczy i zaczęła oddychać. Kobiety owinęły dziecko w ubrania, by zapobiec jego wyziębieniu i zajęły się nim do czasu przyjazdu karetki.
Uratowana dziewczynka trafiła do szpitala. Zdiagnozowano u niej zapalenie płuc, ale jej życiu nic nie zagrażało. Lekarze stwierdzili, że ciąża była nieznacznie „przenoszona”.
Śledczy badający sprawę zabezpieczyli na miejscu wiele śladów biologicznych. Przesłuchali również pracowników zakładu. Sama 36-latka zapewniała, że nie zamierzała skrzywdzić swojego dziecka. Prokuratura uznała jednak, że było inaczej, bo porzuciła noworodka. Kobiecie postawiono zarzut usiłowania zabójstwa. Ukrainka została tymczasowo aresztowana, bo śledczy obawiali się, że zechce uciec z kraju.