Specjaliści ze Szpitala Klinicznego nr 1 w Lublinie uratowali ciężarną pacjentkę z COVID-19, która miesiąc temu w stanie krytycznym trafiła tu ze Zgierza. Niestety nie wszystkim udaje się pomóc, a liczba takich przypadków w trzeciej fali epidemii znacznie wzrosła. – Wcześniej czegoś takiego nie było – przyznają lekarze.
Pani Ewa, która była wówczas w 24. tygodniu ciąży, została przetransportowana ze szpitala w Zgierzu do lubelskiej kliniki wojskowym śmigłowcem. 35-latka była w krytycznym stanie.
– Pomimo stosowania wszelkich dostępnych metod klasycznej intensywnej terapii jej stan pogarszał się tak szybko, że w szpitalu w Zgierzu podjęto wstępną decyzję o wykonaniu cięcia cesarskiego – opowiada prof. Mirosław Czuczwar, kierownik II Kliniki Anestezjologii i Intensywnej Terapii SPSK1 w Lublinie.
Ostatecznie lekarze z tego zrezygnowali i skontaktowali się z lubelskim ośrodkiem, który stosuje terapię ECMO (pozaustrojowe natlenianie krwi). – Zadzwonili do nas w Wielką Sobotę, że pacjentka dusi się na respiratorze. Decyzja była szybka: podejmujemy się leczenia, polecimy na miejsce i tam rozpoczniemy pozaustrojowe natlenianie krwi – opowiada prof. Czuczwar.
Jeszcze tego samego dnia pacjentka została przetransportowana do lubelskiej kliniki.
– Takich rzeczy jeszcze nie robiliśmy. Nie wiedzieliśmy, jak krytyczny stan pacjentki przełoży się na możliwość donoszenia ciąży. Najbardziej zaskakujące jest to, że dziecko zniosło to bardzo dobrze – tłumaczy szef lubelskiej kliniki.
Ciąża rozwijała się normalnie, mimo że matka walczyła o życie. – U 24-tygodniowego płodu, gdzie w każdej chwili możemy spodziewać się ukończenia ciąży, szanse na przeżycie są na poziomie 7-10 proc. – przyznaje prof. Anna Kwaśniewska, kierownik Kliniki Położnictwa i Patologii Ciąży. Wyjaśnia: – To, co się dzieje u matki, zaburzenia oddychania, kłopoty z natlenowaniem krwi, przenosi się na dziecko. Współpraca między klinikami była więc niezbędna. Obserwowaliśmy na każdym etapie czy płód się rozwija.
Zespoły neonatologiczne były przygotowane na każdą ewentualność. – Nie wiedzieliśmy jak to się zakończy, czy pacjentka przeżyje. Byliśmy przygotowani na ratowanie dziecka – dodaje prof. Kwaśniewska. – Naszym sukcesem jest to, że maleństwo, które ważyło wówczas 500 gramów w tej chwili waży blisko 1000. Jego szanse na przeżycie wzrosły do 70 proc. – podkreśla lekarka.
Czytaj także: Kosmiczna operacja w Lublinie. Chirurdzy pracowali w specjalnych goglach [wideo]
Dziś przed południem Lotnicze Pogotowie Ratunkowe przetransportowało 35-latkę do Centrum Zdrowia Matki Polki w Łodzi. Kobieta jest przytomna, jest w stanie rozmawiać, jej układ krążenia nie wymaga wspomagania. Jak tłumaczy szefowa lubelskiej kliniki, pacjentka chciała być bliżej rodziny, a łódzki ośrodek zapewni jej również specjalistyczną opiekę perinatalną.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Prof. Mirosław Czuczwar i prof. Anna Kwaśniewska o leczeniu ciężarnej pacjentki z COVID-19
Pokonanie COVID-19 to dopiero początek
Prof. Kwaśniewska zwraca jednak uwagę, że pokonanie COVID-19 to dopiero początek, bo coraz częstsze są poważne, wielonarządowe powikłania.
Lekarze przyznają, że trzecia fala epidemii była znacznie gorsza dla takich pacjentek niż druga. – Perinatolodzy nie są przyzwyczajeni do śmierci pacjentek, bardzo rzadko mamy takie przypadki. A COVID spowodował, że nie byliśmy w stanie pomóc. To było najgorsze - śmierć młodych kobiet, które umierały i zostawiały swoje dzieci, albo umierały razem z dziećmi – mówi prof. Kwaśniewska.
– To jest coś, czego wcześniej nie było – potwierdza prof. Czuczwar. Dodaje: – Pierwszą pacjentkę z Białej Podlaskiej, świeżo po rozwiązaniu ciąży, przyjęliśmy późną jesienią. To była też niestety pierwsza pacjentka, która zmarła, pomimo terapii ECMO. Do tej pory mieliśmy 7 takich pacjentek, 3 udało się pomóc, pozostałe zmarły.
Ze wstępnych analiz lubelskiej kliniki wynika, że średnia wieku pacjentów, którzy wymagają terapii ECMO to 40 lat. – Ona jeszcze się jeszcze obniży, jeśli dodamy położnice i ciężarne z ostatniego okresu. Jest spora grupa chorych, którym pomimo wysiłków nie udawało się pomoc. Takiej liczby zgonów nikt z nas jeszcze nie widział – przyznaje szef lubelskiej kliniki.