Na pokładzie rejsowego samolotu z Lublina do Warszawy znaleziono kota. Zwierzak leciał sam i był pasażerem na gapę. W stołecznym schronisku czeka na właściciela
Kot przyleciał w niedzielę na Okęcie na pokładzie samolotu Polskich Linii Lotniczych LOT. To był rejs z Lublina – relacjonuje Piotr Rudzki z biura prasowego Lotniska Chopina w Warszawie. – Kiedy nasze służby otrzymały informację od załogi samolotu, że na pokładzie jest kot, musiały interweniować. Powiadomiono naszego sokolnika. Nazwa nieco myląca, ale zapewniam, że jest to osoba, która zna się na zwierzętach i zajmuje się tym, aby żadne z nich nie ucierpiało.
Sokolnik schwytał kota w samolocie i powiadomił Ekopatrol Straży Miejskiej, który zajął się zwierzęciem.
Kot może pochodzić ze Świdnika, gdzie jest lotnisko, choć nie jest to takie pewne. – Jest jeszcze inne podejrzenie. Samolot ten startował wcześniej z Poznania i może się okazać, że ten kot jest właśnie z Wielkopolski – przypuszcza inspektor Jerzy Jabraszko ze stołecznej Straży Miejskiej. – Kot ukrył się pod fotelem, zauważyła go jedna z pasażerek, kiedy chciała włożyć tam swój bagaż. Zwierzak był grzeczny, cichy, spokojny. Na pewno ma właściciela, bo jest wykastrowany, nie wygląda na dzikiego.
Również zdaniem Piotra Jankowskiego, rzecznika prasowego Portu Lotniczego Lublin, kot mógł przylecieć z Poznania. –Nie jest możliwe, aby kot wszedł na pokład samolotu na lotnisku w Świdniku z wielu powodów. Przede wszystkim dlatego, że członkowie załogi, którzy odpowiadają za kontrolę wejścia na pokład, z pewnością by go zauważyli. Poza tym „swojaka” byśmy nigdy nie oddali – dodaje ze śmiechem.
Kot trafił do stołecznego Schroniska na Paluchu. – Czuje się dobrze – usłyszeliśmy w tamtejszym Biurze Przyjęć i Adopcji Zwierząt. – Na razie kot nie ma imienia, ale nadaliśmy mu numer: 1383/18 – dodaje nasza rozmówczyni ze schroniska.
Interwencje związane ze zwierzętami zdarzały się już na Lotnisku Chopina w Warszawie, ale nigdy nie było czworonożnego „pasażera na gapę”.
– Raczej spotykamy się z zaginięciem zwierzęcia, a później z szukaniem i łapaniem czworonoga. Przypomnę chociażby słynnego kota z Norwegii. Drzwiczki klatki, w której zwierzak był umieszczony na czas transportu, otworzyły się i kot uciekł. Każde takie zdarzenie traktujemy poważnie, aby z jednej strony zminimalizować stres zwierzęcia, a z drugiej zapewnić najwyższy poziom bezpieczeństwa operacji lotniczych – mówi przedstawiciel Lotniska Chopina w Warszawie.