Rozmowa z Łukaszem Semeniukiem, dyrektorem SP ZOZ w Lubartowie
– Dane finansowe pokazują, że przynosimy straty. Ubiegły rok zamknęliśmy stratą 1,033 mln, natomiast strata na działalności wyniosła 2,087 mln, a na koniec półrocza tego roku jest to 2,1 mln zł. W rzeczywistości ta ostatnia kwota jest o 700 tys. zł mniejsza, bo tyle musieliśmy zabezpieczyć na Zakładowy Fundusz Świadczeń Socjalnych, gdyż związki zawodowe nie wyraziły zgody na odstąpienie od naliczania ZFŚS w 2011r.
• Ile macie długu?
– Mamy prawie 18 mln zł długu, w tym dwie pożyczki: ze starostwa około 8 mln zł i Banku Gospodarstwa Krajowego – około 2 mln. Żeby szpital spokojne funkcjonował powinniśmy zapłacić 3 mln zł za dostawy, bo termin płatności już minął. Rozmawiamy z każdym wierzycielem, któremu nie zapłaciliśmy na czas. Prosimy, żeby zrezygnował z odsetek.
Komornik już zajął nasze konto ale na szczęście okazało się, że była to pomyłka. W każdej chwili może się pojawić i zablokować funkcjonowanie szpitala.
Mamy o ponad milion mniejszy kontrakt z NFZ. W br. otrzymaliśmy 37,3 mln a w 2010 r. 38,7 mln. W ciągu miesiąca otrzymujemy 3,1 mln zł a wydajemy 3, 5 mln. Musimy więc 400 tys. zł dołożyć z "pustej kieszeni”, bo nie mamy tych pieniędzy w budżecie. Na wynagrodzenia miesięcznie wydajemy 2,5 mln zł. To 80 procent budżetu. W pierwszym kwartale było to jeszcze więcej, bo 90 proc, ale od marca, kiedy zostałem dyrektorem, o 20 proc zmniejszyło się zatrudnienie w administracji i personelu pomocniczego.
• Czy oszczędzanie na wynagrodzeniach to jedyne wyjście?
– Wynegocjowaliśmy wyższy kontrakt z NFZ dotyczący przychodni. Nie drukujemy każdego zdjęcia na kliszy RTG. To kosztowało 8-10 zł. Teraz dostarczamy pacjentowi zdjęcia na płycie, która kosztuje 1-1,5 zł. A średnio robiliśmy ok. 1500 zdjęć miesięcznie.
Zamiast dwóch rejestracji funkcjonuje jedna. Zmieniliśmy godziny wykorzystywania bloku operacyjnego, żeby pacjenci nie musieli czekać na zabieg. Zdarzały się sytuacje, że pacjent przychodził do szpitala w czwartek, ale nie mógł mieć zabiegu w piątek. Po zmianie godzin, zabieg może być wykonany z dnia na dzień. 10 tys. zł oszczędności rocznie przyniesie selekcja śmieci. Zmieniliśmy obsługę bankową a to daje 20 tys. oszczędności w skali roku. Za przelew płaciliśmy 2 zł a będziemy 15 gr.
Do tego trzeba dodać reorganizację pracy salowych, sekretarzy medycznych, dyżurnych pielęgniarek. Szukany sponsorów zewnętrznych. Te wszystkie działania do końca roku dadzą 500 tys. zł oszczędności a w skali roku będzie to milion zł.
Żeby poprawić jakość i dostępność leczenia oraz prowadzić inwestycje z myślą o pacjentach musimy po prostu oszczędzać.
• Które z oddziałów są na plusie, a które przynoszą największe straty i czekają je największe cięcia?
– Strat nie generuje oddział neurologii, kilka oddziałów zbliża się do zera np.: neonatologiczny, leczenia uzależnień, urologii. Największe straty ma odział internistyczno-kardiologiczny i pediatryczny. Dużo zależy od rodzaju oddziału np. na zabiegowych koszty wynagrodzeń w budżecie są niższe, bo tam pieniądze idą głównie na badania, zabiegi, koszty leków. W oddziałach zachowawczych np. leczenia uzależnień koszt leków jest niewielki a gro środków idzie na wynagrodzenia terapeutów.
Trudno wskazywać oddział, na którym oszczędności będą największe, każdy jednak trzeba przeorganizować. Na szpital patrzę kompleksowo jako na jednostkę, z określoną liczbą lekarzy, pielęgniarek i salowych, która ma do dyspozycji określone środki.
• Czy wiadomo już ile osób będzie musiało odejść?
– Ciężko tu operować liczbami. Trzeba jednak przyjąć, że redukcje powinny objąć ok. 10 proc. stanu załogi, jaki był w marcu, kiedy zacząłem kierować placówką. Pracowało w niej wówczas bądź z nią współpracowało ok. 750 osób.
O planowanych działaniach rozmawiam z związkami zawodowymi: lekarzami, pielęgniarkami i położnymi. Lekarze wyrażają większą wolę współpracy. Pielęgniarki odpisały, że nie chcą rozmawiać o oszczędnościach i sytuacji finansowej szpitala. Natomiast chcą podwyżek. Wyliczyłem, że kosztowałyby to 2,5 mln zł rocznie. To powiększyłoby jeszcze naszą stratę, a na pewno wpłynęło niekorzystnie na jakość udzielanych świadczeń dla naszych pacjentów.
Od 1 lipca obowiązuje ustawa o działalności leczniczej, która przewiduje, że w sytuacji gdy szpital ma ujemny wynik finansowy organ założycielski musi podjąć decyzję o zlikwidowaniu bądź zmianie formy organizacyjno-prawnej na np.: spółkę prawa handlowego. To niekorzystny zapis tej ustawy. Działania oszczędnościowe muszą więc zostać podjęte. Prawo może nas postawić pod ścianą, a tego chciałbym uniknąć.
• Zwolnienia to jedyna droga?
– Chciałem, żeby nikt nie tracił pracy. Proponowałem, żeby grupy zawodowe zeszły z części etatów (np. na 4/5), zgodziły się na likwidację dodatków edukacyjnych, szkoleniowych, przejście na równoważny czas pracy tzn. po osiem godzin dziennie zamiast 12. Związki nie wyraziły na to zgody.
Jesteśmy jeszcze na etapie negocjacji, zobaczymy jak się sytuacja rozwinie. Będzie to wiadome jeszcze we wrześniu. Nikt przez ostatnie trzy lata, pomimo, że kontrakt był coraz mniejszy, nie robił zmian organizacyjnych, więc to niewdzięczne zadanie spadło na mnie. Pracownicy muszą uzmysłowić sobie w jakiej jesteśmy sytuacji. Możemy wyjść "na zero” jeśli zaciśniemy pasa i dostaniemy kontrakt co najmniej taki jak w tym roku.