W uwalnianiu łosia z kłusowniczych wnyków brał udział m.in. lekarz weterynarii, myśliwi, policja i strażacy. Akcja w miejscowości Krasne w powiecie lubartowskim się nie udała. Padłe zwierzę nadal leży na łące, a winnych brak.
Cofnijmy się do 11 listopada br. kiedy w miejscowości Krasne w powiecie lubartowskim w zastawione przez kłusownika wnyki wszedł łoś. Nie mógł się z nich oswobodzić.
- Ktoś szedł w pobliżu z krowami. Zobaczył rannego łosia i powiadomił służby - opowiada nam jeden z mieszkańców gminy Uścimów.
Jako pierwsza informacje o rannym łosiu dostała policja. - Skontaktowaliśmy się z centrum wojewody i wojewódzkim lekarzem weterynarii - relacjonuje mł. asp. Grzegorz Paśnik, rzecznik Komendy Powiatowej Policji w Lubartowie. - Lekarz, który przyjechał na miejsce, podał środek nasenny. Wtedy łoś został uwolniony z wnyk. Weterynarz miał być na miejscu aż zwierzę się wybudzi.
- Czy łoś nadal jest w tym samym miejscu następnego dnia rano miał sprawdzić myśliwy - twierdzi z kolei Henryk Kadłubiak, zastępca Powiatowego Lekarza Weterynarii w Lubartowie. - Ale wygląda na to, że nie sprawdził.
Miejsce, gdzie wczoraj znaleźliśmy martwego łosia, jest oddalone od drogi i zabudowań. Zwierzę któremu ktoś odciął poroże, leży ok. 250 metrów od zbiornika Krzczeń, na bagnistym terenie.
- Łosia zostawiliśmy na miejscu żywego. Oddychał - zapewnia Adam Szumiało ze Schroniska dla Bezdomnych Zwierząt w Nowodworze, który także był na miejscu i pomagał uwolnić zwierzę. - Z lekarzem weterynarii ustaliliśmy najpierw jedną dawkę środka usypiającego, później drugą. Mieliśmy podać jeszcze trzecią ale zobaczyliśmy, że środek już działa.
Szumiało jest zaskoczony, że łoś leży martwy. - Przykro mi. Myślałem, że wszystko dobrze się skończy - mówi. On również twierdzi, że rano to miejsce miał sprawdzić myśliwy.
Brak sprawnej organizacji
- Nie wiem, co miał zrobić kolega - odpowiada Janusz Lakutowicz, łowczy Lubelskiego Towarzystwa Myśliwskiego. - Ja siedziałem i dzwoniłem, by sprowadzić na miejsce odpowiednie służby. Moja rola powinna się skończyć ok. godz. 11.30, a o godz. 15 jeszcze nikogo w lesie nie było. jako Polski Związek Łowiecki nie mamy z tą sprawą nic wspólnego. Tylko świadczyliśmy usługi dobrej woli - podkreśla.
Jego zdaniem przy tego typu akcjach brak jest sprawnej organizacji. - To jest w kompetencjach służb wojewody - dodaje Lakutowicz.