Kot Rudolf ledwo uszedł życiem. Wpadł w potrzask na łąkach przy Wieprzu w Lubartowie. Przez kilkaset metrów, a może dłużej, wracał do domu z nogą w żelastwie. Na koniec zawisł na płocie. Tak znalazł go właściciel. Dziś, w sobotę, kociak przejdzie skomplikowany zabieg chirurgiczny.
Sympatyczne kocisko mieszka z państwem Rycerzami w domu przy ulicy Łąkowej w Lubartowie. - Andrzej, mój mąż, wstał o piątej rano, w czwartek, aby jak zwykle włączyć urządzenie odstraszające szpaki od czereśni. Idąc przez ogród, zaniepokoiło go zawodzenie kota. Zobaczył naszego Rudolfa jak wisi na płocie, zaczepiony na nodze. Na początku pomyślał, że zwierzę zaplątało się w gałęzie i wzywa pomocy – opowiada Joanna Rycerz.
Rudolf, jak prawie każdej nocy, buszował na łąkach w pobliżu Wieprza w Lubartowie. Wpadł w naciągnięty, ale nie zakotwiczony w ziemi, potrzask. Metalowa, ciążka pułapka, z ostrymi zębami, z ogromną siłą zatrzasnęła się na łapie kociaka. Zwierzę, mimo ogromnego bólu, przywlekło się do domu, ciągnąc łapę w potrzasku. Kot zdołał jeszcze wskoczyć na ogrodzenie, ale potrzask zaklinował się w szczeblach płotu. Kot zawisł łbem w dół. Cierpiące zwierzę znalazł Andrzej Rycerz.
- Od razu staraliśmy się uwolnić Rudolfa z zatrzasku. Gołymi rękami nie można było tego zrobić. Tak mocno trzymał ten zatrzask. Andrzej poleciał po narzędzia i dopiero wtedy uwolniliśmy naszego kota. Opatrzyliśmy ranę i czekaliśmy na otwarcie lecznicy – opowiada pani Joanna Rycerz.
W międzyczasie małżeństwo z Lubartowa wezwało policję. Funkcjonariusze przyjechali na miejsce i przejrzeli teren w poszukiwaniu kolejnych zatrzasków. Wypytali też sąsiadów w tej sprawie. Policja wszczęła dochodzenie, ale wytropienie sprawcy lub sprawców tego bestialstwa będzie trudne.
Policjanci pokazali, jak działa potrzask, w który wpadł kot. – Powiedzieli, że może nawet złamać ludzką kość. Co by było, gdyby w ten potrzask wpadło dziecko – pyta retorycznie Joanna Rycerz.
Potrzask był zastawiony w okolicach Piaskowej i Łąkowej. - I tu nie chodzi, by coś upolować, choć to w taki sposób też jest zakazane, ale o to, by zwierzę jeszcze bardziej się męczyło. Świadczy to o tym, że pułapka nie była przymocowana. Wpadł w nią kot i szukając ratunku, ciągnął ją nie wiadomo ile, by dotrzeć do swojego domu i prosić właścicieli o pomoc. Kot przeżył, może nie straci łapki – dodaje Joanna Rycerz.
Kot od czwartku przebywa w jednej z lecznic weterynaryjnych w Lubartowie. Ma pokiereszowany staw biodrowy i ogromną ranę szarpaną. Dziś, w sobotę, przejdzie skomplikowany zabieg chirurgiczny ratujący łapę. Efekty pracy lekarzy weterynarii będą znane za kilka dni.