- Dom z pokolenia na pokolenie. Miejsce, gdzie zjeżdża cała rodzina. Jak do gniazda - mówi Tomasz Mielniczuk. Młody, skupiony na tym, co mówi. Siedzimy w restauracji Eco hotelu Agit, gdzie pracuje u boku Jeana Bosa, szefa kuchni. Człowieka, który przez kilkanaście lat gotował dla Baldwina I, króla Belgów i jego małżonki Fabioli.
Kuchnia babci
- Wymykałem się do babci Krystyny i pomagałem, jak umiałem - śmieje się Tomek. Jaką kuchnię prowadziła babcia? - Tradycyjną, polską, dobrą. Do tej pory w kuchni stoi stary piec chlebowy, gdzie wypiekała chleb fajercarze. Babcia była mistrzynią zup. Najlepsza była pomidorowa, ogórkowa i rosół, który za młodu uwielbiałem.
A pierogi? - O tak, z kapustą najlepsze. Babcia miała na nie patent. Jaki? Po ugotowaniu odsączała je, przekładała do misy, krasiła cebulką i wkładała do duchówki. Tam, w cieple naciągały smakiem. Godzinkę, dwie. Poezja!
Od kiedy pamięta, w kuchni były świeże cebularze. - Wpychałem się do pomocy, zagniatałem ciasto, pomagałem kroić cebulę, sypałem mak. Babcia piekła małe cebularze, miały z 10 centymetrów średnicy. Piekła też dwa razy większe, a czasem, kiedy nie chciało jej się dzielić ciasta i robić kulek wykładała ciastem ogromną blachę, kładła dużo cebuli i do pieca chlebowego.