Przemysław Czarnek przekonuje, że uczniowie z Lublina, Bychawy czy Hrubieszowa nie mają żadnych wątpliwości jeśli chodzi o lekcje religii w szkołach. Stawia ich za wzór „problematycznej” Warszawie i Poznaniowi. Sprawdziliśmy czy minister edukacji mówi prawdę.
Minister edukacji podczas wywiadu w Radiu Wrocław pytany był o lekcje religii w szkołach.
– Nie wiem dlaczego religia budzi jakiekolwiek wątpliwości. Chcę Panu powiedzieć, że budzi wątpliwości jedynie w Warszawie, czy w Poznaniu. Natomiast nie budzi wątpliwości w Lublinie, nie budzi wątpliwości w Bychawie, Hrubieszowie: tu dzieci chodzą na religię, otrzymują naukę, otrzymują informacje na temat systemu wartości, który leży u podstaw naszego społeczeństwa od 1050 lat i nikt nie robi z tego problemu. Więc też nie róbmy takiego wrażenia, że cała Polska się teraz sprzeciwia religii. Nie. Naprawdę dzieci chodzą na religię w wielu miejscach w 100 procentach – mówił.
Czy rzeczywiście w Lublinie „problemu” nie ma? Tutejszy Wydział Oświaty i Wychowania informacji o liczbie uczniów chodzących na religię nie zbiera. Ale osoby pracujące w szkołach prezentują odmienną sytuację.
– Nie wiem, skąd pan minister ma takie dane. Nigdy nie miałem sytuacji, żeby wszyscy uczniowie uczęszczali na religię. To dotyczyć może tylko uczniów w nauczaniu początkowym. Potem dzieci wykruszają się. Po zakończeniu nauki w szkole podstawowej uczęszcza ich coraz mniej, a najwięcej rezygnuje przed maturą – słyszymy w jednym z lubelskich zespołów szkół.
Na początku tego roku szkolnego tylko w jednej z klas I Liceum Ogólnokształcącego w Lublinie z nauki religii zrezygnowało kilkanaście osób. Podobnie jest nie tylko w dużym Lublinie, ale i mniejszych miastach, o których mówił minister Czarnek.
– Na 569 uczniów w tym roku na religię nie uczęszczało 93 – mówi Alicja Borkowska, dyrektor I Liceum Ogólnokształcącego im. Stanisława Staszica w Hrubieszowie.
– W porównaniu z rokiem ubiegłym to trzykrotny wzrost liczby rezygnacji z lekcji religii – dodaje.
- Czym rodzice motywują tę decyzję?
– Nic nie tłumaczą, bo nie muszą tego robić. Po prostu piszą rezygnację – wyjaśnia dyrektor i dodaje: – To uczniowie różnych klas. Różnych roczników. Nie zauważam żadnych prawidłowości.
– Nie ma takich szkół, w których na religię chodziliby wszyscy uczniowie – uważa Tomasz Stoczkowski, wicedyrektor Zespołu Szkół Zawodowych nr 1 w Bychawie. – Na 233 naszych uczniów na religię uczęszczało w tym roku 145.
Z raportu CBOS „Młodzież 2018” wynika, że dwa lata temu udział w lekcjach religii w szkole deklarowało 70 proc. uczniów ostatnich klas szkół ponadgimnazjalnych, „a więc najmniej w historii naszych pomiarów”. Z kolei z danych archidiecezji lubelskiej wynika, że w tym roku szkolnym na lekcję religii nie chodziło blisko 10 proc. wszystkich uczniów.
– Są wśród nich osoby spoza Kościoła rzymskokatolickiego, uczęszczające na religię w swoim Kościele lub związku wyznaniowym oraz dzieci i młodzież z rodzin nie wyznających żadnej religii – tłumaczy ks. Adam Jaszcz, wicekanclerz i dodaje: – Nie obserwujemy zjawiska masowej rezygnacji młodzieży z katechezy. Jak na potężny wysiłek wkładany przez niektóre środowiska w dyskredytację lekcji religii, efekt na Lubelszczyźnie wypada raczej mizernie. Cieszymy się, że mamy mądrą młodzież, mającą własne zdanie wobec spłyconego przekazu, który odcięcie od ważnej dziedziny wiedzy jaką jest religia utożsamia z jakimś pseudopostępem. Nie zdobywa się dobrego wykształcenia bez podstawowej wiedzy o religii, która ukształtowała kulturowo nasz kontynent.
Podobnie uważa minister Czarnek.
– Chcemy doprowadzić do sytuacji, że jeśli nie chcesz chodzić na religię, bo religia nie jest, nie była i nigdy nie będzie obowiązkowa, to będziesz musiał chodzić na etykę, bo na etyce musisz dostać informacje na temat systemu wartości, który leży u podstaw tego społeczeństwa i systemu wartości, który rządzi życiem w tym społeczeństwie. To jest prosta filozofia i nie powinna budzić wątpliwości – podkreślił w Radiu Wrocław.
Poprosiliśmy Ministerstwo Edukacji i Nauki o podanie źródła danych o lekcjach religii w Hrubieszowie, Lublinie czy Bychawie, na których opierał się szef resortu. Na odpowiedź wciąż czekamy.