Nawet 5 tys. zł kary i konfiskata towaru czeka tych, którzy handlują poza targowiskami. Straż Miejska na razie ostrzega, ale lada moment zacznie karać. – My pójdziemy na bezrobocie, a miasto straci pieniądze za placowe – mówią oburzeni handlarze.
– Chodzi o handel na terenie należącym do miasta lub będącym w jego zarządzie, poza miejscem do tego wyznaczonym – tłumaczy Robert Gogola, rzecznik Straży Miejskiej w Lublinie. – Chodzi o ograniczenie handlu w miejscach do tego niedostosowanych. Czyli tam gdzie jest duży ruch pieszych, np. na al. Tysiąclecia, ul. Ruskiej, Targowej, pl. Zamkowym i ścisłym centrum miasta. Powodowało to utrudnienia w ruchu. Chodnik przy ul. Ruskiej był tak zastawiony, że piesi musieli chodzić jezdnią.
Teraz handlować wolno tylko na targowiskach. – Tym, którzy się do tego nie zastosują grozi grzywna w wysokości nawet do 5 tys. zł. Możliwa jest też konfiskata towaru, nawet jeżeli nie należy on do osoby, która nim handluje – wyjaśnia Gogola.
Chociaż nowe prawo obowiązuje od kilku dni, to w Lublinie nikt jeszcze nie został ukarany. – Na razie prowadzimy kampanię informacyjno-prewencyjną. Chcemy dotrzeć do jak największej liczby osób, by poinformować je o nowych przepisach i o grożących konsekwencjach – mówi rzecznik.
W poniedziałek funkcjonariuszy Straży Miejskiej można było spotkać m.in. pod Zamkiem i w okolicach dworca PKS. – Przyszła brygada strażników i powiedzieli, że to ostatni raz, a od jutra będą już wnioski do sądu – opowiada mężczyzna, który handluje starociami pod Zamkiem.
Uliczni sprzedawcy nie kryją oburzenia. – Co my możemy zrobić? Gdzie mamy pójść? Samych książek mam dwadzieścia pudeł. Gdzie to zmieszczę, jak nie tutaj? Ani pijak nie jestem, ani chodnika nie zastawiam, ani spokoju nie zakłócam i jeszcze płacę placowe – oburza się handlarz-rencista.
– Gdzie ja się przeniosę? – pyta kobieta handlująca butami przy ul. Ruskiej. – Pytałam już obok na targu, ale nie mają miejsca. Ktoś powiedział, że może mi schować do siebie pudła z towarem, ale na stoisko nie ma miejsca. Trzeba mieć znajomości, żeby coś znaleźć.
– Mnie od jutra na pewno tutaj nie będzie. Na kilka dni przenoszę się do koleżanki, która ma budkę do handlowania. Co będzie potem, to nie wiem – dodaje inna zdenerwowana kobieta.
Handlarze bezradnie rozkładają ręce. – Efekt będzie taki, że ludzie pójdą na bezrobocie, a miasto nie będzie miało pieniędzy za placowe – podsumowuje jeden z nich.