Po tym, jak związkowcy zaalarmowali Wyższy Urząd Górniczy o niebezpiecznych warunkach pracy, w Bogdance ruszyła kontrola.
- Natychmiast po sygnale o nieprawidłowościach przystąpiliśmy do kontroli kopalni - mówi Stanisław Kurek, dyrektor Okręgowego Urzędu Górniczego w Lublinie. - Sprawdzamy całą dokumentację począwszy od 18 października, bo wtedy pojawiła się pierwsza informacja o przekroczonym stężeniu metanu. Kompleksowo badamy też aktualne stężenia gazu. Wstępnie nie wykryliśmy stanów, które mogłyby być zagrożeniem dla bezpieczeństwa górników. Ale kontrola trwa, będę ją osobiście nadzorował.
Przypomnijmy. W środę rano prezes Wyższego Urzędu Górniczego w Katowicach dostał pismo od związkowców z Bogdanki. Pisaliśmy o tym wczoraj. Górnicy alarmowali, że na ścianie G5 w polu Nadrybie (główne wyrobisko wydobywcze kopalni) doszło do przekroczenia stężenia metanu o 5 proc. Twierdzili też, że wyniki pomiarów są ukrywane i nie ewidencjonowane przez dozór.
Na reakcję WUG nie trzeba było długo czekać. Jeszcze tego samego dnia prezes Piotr Buchwald polecił, by inspektorzy z Lublina skontrolowali kopalnię.
- O to nam właśnie chodziło. Chcemy, by niezależna kontrola zbadała stężenie metanu i sprawdziła, kto miał interes w tym, żeby ukrywać wcześniejsze wyniki. A co do tego nie mamy wątpliwości - mówi Alfred Bondyra, przewodniczący "Solidarności” w Bogdance, który w imieniu górników wszczął alarm.
- Sprawę potraktowaliśmy bardzo poważnie, bo życie ludzi jest najważniejsze. Jesteśmy po naradzie całego zarządu i po wstępnych kontrolach. I dziś już mogę kategorycznie stwierdzić: kopalnia była i jest bezpieczna - zapewnia Mirosław Taras, rzecznik Bogdanki. - A to, co związkowcy wysłali do WUG, to zwykła manipulacja. Ta sprawa ma drugie dno.
Tymczasem górnicy, którzy zaalarmowali "górniczą policję” widzą to zupełnie inaczej. Mówią o tym, że ich zwierzchnicy, którzy chcą się wykazać przed zarządem, celowo ukrywają informacje o podwyższonym stężeniu metanu. Twierdzą, że są szykanowani dlatego, że chcą otwarcie mówić o niebezpieczeństwie. Wczoraj rano jeden ze związkowców pracujących na ścianie G5, który jako pierwszy informował swoich przełożonych o wyższych stężeniach metanu, został przeniesiony na inny oddział.
- To perfidna zemsta! - nie kryje wzburzenia Bondyra. - Piszemy do zarządu, że jeśli nie przywrócą go na poprzednie stanowisko zgłosimy sprawę do Państwowej Inspekcji Pracy i do sądu pracy!
- Nic nie wiem o takim zdarzeniu - ucina Taras.