Wybudowano go trzysta lat temu z modrzewiowych bali. Zabytkowy dworek jest teraz prywatną własnością, ale właściciel nie ma pieniędzy na remont. I w centrum miasta straszy historyczna rudera, o los której martwią się regionaliści.
- Takie obiekty były w każdym mieście, powstawały poza murami miejskimi i tam opiekowano się starszymi, kalekami i miejską biedotą. Jeszcze w dziewiętnastym wieku mieszkało tam ponad dwudziestu lokatorów. Wszystkich pochowano na cmentarzu obok kościoła pw. św. Ducha. Potem budynek zmienił swoje przeznaczenie i służył najróżniejszym instytucjom - opowiada Zbigniew Wichrowski, dyrektor Muzeum Regionalnego w Kraśniku.
W dworku była m.in. biblioteka pedagogiczna, a później handlowała tu Gminna Spółdzielnia. To właśnie od spółdzielni nieruchomość odkupił prywatny właściciel. I zabytek zaczął popadać w ruinę. Teraz każdy może do niego wejść i zobaczyć jak modrzewiowe ściany zżera wilgoć i grzyb.
- Próbowaliśmy zająć się dworkiem, ściągnęliśmy specjalistę do oceny stanu drewna i budynku. Mieliśmy kilka pomysłów na jego zagospodarowanie, nawet myśleliśmy, żeby tu zrobić karczmę w stylu ułańskim, ale wszystko wiąże się z pieniędzmi. I tak włożyliśmy tu już bardzo dużo pieniędzy, nawet na samo zabezpieczanie. Tym bardziej że remont takiego zabytku odbywa się pod nadzorem i zgodnie z wytycznymi konserwatora zabytków - wyjaśnia Magdalena Czelej, właścicielka.
Służby konserwatorskie ostatni raz kontrolowały nieruchomość jesienią dwa lata temu. I urzędnicy zapowiadają, że wrócą.
- Mamy stały kontakt z właścicielami. Budynek wymaga natychmiastowego remontu, a oni zapewniali, że szukają pieniędzy i zamierzają ruszyć z pracami. Dysponujemy pieniędzmi, które przeznaczamy na pomoc przy remontach, ale właściciel musi wykazać się wkładem własnym. My nie możemy dać stuprocentowej dotacji - wyjaśnia Halina Landecka, wojewódzki konserwator zabytków
Kolejna kontrola zaplanowana jest na czerwiec. Jeżeli do tego czasu właściciele nic nie zrobią, to wojewódzki konserwator będzie nakłaniał do zbycia obiektu. - Trzeba znaleźć kogoś, kto mógłby uratować obiekt. Nie będziemy zbyt długo czekać. Zaczniemy reagować, jak przewiduje prawo - zapowiada Landecka.
Właścicielka zapowiada, że będzie szukać pieniędzy z funduszy unijnych.