Dwuletni Jaś Karwowski z Krępca k. Lublina, który walczy ze złośliwym nowotworem oka, jest już z powrotem w Polsce.
– Decyzja o wyjeździe do USA była najlepszą, jaką mogliśmy podjąć. Po terapii guz znacznie się zmniejszył. Jaś na pewno widzi, ale nie wiemy czy jest to w jakimś stopniu ograniczone, bo jest jeszcze za mały, żeby to stwierdzić – mówi Ewelina Karwowska, mama chłopca.
– Nowojorska klinika, w której był leczony u dr. Davida Abramsona ma 98 proc. skuteczności. Wierzymy więc, że będzie dobrze. W czerwcu mamy wizytę kontrolną i jeszcze jeden zabieg laserem.
Kobieta dodaje, że na początku konieczne są comiesięczne wizyty kontrolne, a potem, jeśli nie będzie nawrotów choroby, coraz rzadsze. – Oczywiście na wszystkie wizyty musimy jeździć do USA. To w tym wypadku najlepsze wyjście, bo Jasia będą mogli badać lekarze, którzy znają historię jego choroby – zaznacza Karwowska. – Jesteśmy wdzięczni wszystkim, którzy zaangażowali się w pomoc dla Jasia. Bez nich nie udałoby się.
Przed wyjazdem do USA Jaś był leczony w warszawskim Centrum Zdrowia Dziecka. Lekarze nie dawali rodzicom nadziei na to, że chłopiec będzie widział. Państwo Karwowscy wierzyli jednak, że syn nie straci wzroku. Zdecydowali się na chemioterapię dotętniczą. – Jesteśmy w kontakcie z rodzinami dzieci, które były leczone w USA i wiemy, że to się udaje. Mamy przynajmniej dwa takie przykłady. Stan Kuby i Adasia był gorszy niż naszego syna, bo obaj mieli usunięte jedno oko – podkreślał wówczas Krzysztof Karwowski, tata Jasia.
Po badaniach w nowojorskiej klinice okazało się, że Jaś ma w oku dwa guzy. Musiał więc dostać większą dawkę leku – cztery serie chemioterapii oraz zabiegi laserowe.